piątek, 28 marca 2014

Piętnaście.

Czasem już nie dawałam rady, tęsknota wykańczała mnie od środka, ale wtedy blisko siebie miałam któregoś z chłopaków. Minęły kolejne dwa miesiące. A wiadomość, którą ostatnio przekazali mi lekarze była wspaniała. Za niecałe trzy miesiące w końcu zaczną wybudzać mojego ukochanego Gregora. Każdy z chłopaków, rodzina wszyscy cieszyli się z tej nowiny. Maszerowałam sobie spokojnie do kliniki by poznać w końcu płeć naszej kruszynki. Chciałam mieć niespodziankę i dowiedzieć się dopiero przed porodem. Lecz nie wytrzymałam. Ta chęć dowiedzenia się kim jest moje maleństwo była większa. Odwzajemniałam uśmiechy starszych pań, które na widok mojego brzucha posyłały mi szczere uśmiechy. Innsbruck dawno nie był tak zatłoczony jak dziś. Może to przez fakt, że nasi Austriaccy skoczkowie wracali do domu po wyśmienicie zakończonym sezonie Pucharu świata. W końcu moim oczom ukazał się ogromny budynek. Miły starszy pan przepuścił mnie w drzwiach.
- Dziękuje - uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam dalej.
Poczekalnia była pełna, lecz z czasem okazało się, że połowa osób była do innych lekarzy. Młody chłopak zrobił mi miejsce. Jemu również podziękowałam. Nie sądziłam, że jeszcze na tym świecie żyją tacy kulturalni młodzi chłopcy. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na moją tapetę.
Przejechałam po jego twarzy i uśmiechnęłam się pod nosem.
Uwielbiałam wpatrywać się w to zdjęcie. Ten jego uśmiech i radość w oczach.
- Pani Diana Pointner - usłyszałam swoje imię.
Podniosłam wzrok i ujrzałam uśmiech lekarki posyłany w moją stronę. Odwzajemniłam go i biorąc swoją torebkę ruszyłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na wskazanym przez nią krzesełku. Dziewczyna była trochę starsza ode mnie może miała około trzydziestki, może trochę mniej. Odpowiadałam jej na zadawane pytania. Po krótkim wywiadzie, który jej udzieliłam w związku z moją ciążą wskazała bym położyła się na kozetkę. Podniosłam koszulkę ku górze i spojrzałam się na nią. Nałożyła na mój brzuch trochę żelu i zaczęła badanie.
- A partner nie chciał wiedzieć o płci? - zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Niestety on nawet nie wie o tej ciąży - westchnęłam - Leży w śpiączce od pięciu miesięcy, dopiero za trzy miesiące będą go wybudzać - dodałam po chwili.
- Oj przepraszam - rzekła
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się - To moja kruszynka? - zapytałam spoglądając na ekran
- Dokładnie dziewczynka - uśmiechnełą się - Rozwija się prawidłowo, tutaj ma pani rączki - wskazała - A tutaj nóżki oraz główkę - powiedziała
- Jaka piękna - odparłam cichutko
- To jej serduszko - rzekła gdy do moich uszu dotarł dźwięk wydobywający się z maszyny.
Po moim policzku spłynęła jedna samotna łza, łza szczęścia. Wytarłam dokładnie swój brzuch i wysłuchałam do końca poleceń mojej lekarki. Podziękowałam jej i wyszłam z budynku. Zatrzymałam się na schodach i spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie usg naszej córeczki. Imię miałam już wybrane, jedno dla dziewczynki drugie dla chłopca. Teraz już znałam płeć więc mogłam dumnie stwierdzić, że będzie wspaniale. 
Wróciłam do domu po dwóch godzinach. Musiałam wstąpić do galerii, moje stare ubrania były dla mnie za małe więc trzeba było kupić nowe. 
- Dianka! - krzyknął radośnie Stefan trzymając mnie po chwili w uścisku - Jak tam kochanie nasze? - uśmiechnał się
- Cześć maleńka - Diethart przytulił mnie na powitanie
- Hej chłopaki! - uśmiechnęłam się radośnie - Cudownie was widzieć - dodałam po chwili - Wspaniale Stefek - spojrzałam na nich.
- No i co? - zapytał Michael - Czyżby mały Gregorek? - spojrzał na mnie z uśmiechem
- Czy mała Diana? - dodał z radością Kraft 
- Albo mała Diana i mały Gregor - rzekł Morgi
- Thomas! - powiedziałam mocno go tuląc, w ogóle go nie zauważyłam. 
- Cześć kochana! - uśmiechnął się 
- A więc? - nalegał Stefan skacząc z nogi na nogę jak małe dziecko.
- A więc - zaczęłam - Będzie mała Diana - zaśmiałam się - Znaczy się mała Julka - dodałam z szerokim uśmiechem
- Jeeeeej! - Kraft wziął mnie na ramiona i zaczął kręcić - Będziemy najlepszymi wuuujkami na świecie!
- Tee młody! - rzekł Morgenstern - Nie zapędzaj się, kto tutaj będzie najlepszym wujkiem? - powiedział - Tylko i wyłącznie pan Thomas Morgenstern!
- Chciałbyś - zaśmiał się Diethart
- Oj wy moje kochane głąby - wyszczerzyłam się i przytuliłam się do każdego z nich po raz kolejny.
Całą piątką wybraliśmy się do szpitala, chłopcy chcieli odwiedzić swojego przyjaciela, więc ja nie miałam innego wyboru jak przystać na ich propozycje. Radośnie kroczyliśmy przez ulice Innsbrucka kierując się do szpitala. Opowiadałam im co działo się przez ten cały czas co ich nie było. Co mówili lekarze i inne. Gregor walczył każdy to wiedział. 
- Miał i ma dla kogo walczyć - powiedział Stefan obejmując mnie ramieniem.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie. Ci chłopacy zawsze potrafili poprawić mi chumor mimo wszystko.
Wchodząc do środka nie spodziewałam się jego osoby. Pomachał mi gdy tylko mnie zauważył. Znów wyszczerzyłam się wpadając w jego ramiona. Znów poczułam zapach tych cudownych perfum. Uwielbiałam je... 
- Andi, tęskniłam - powiedziałam nie puszczając go.
- Ja też mała - uśmiechnął się - Witam panowie! - rzekł 
- Siema Welli chłopie! - odparł Kraft.
Za pozwoleniem lekarza weszliśmy wszyscy do sali w której leżał Schlierenzauer. Podeszłam do jego łóżka jak zawsze składając pocałunek na jego wargach. Spojrzałam ukradkiem na Wellingera, który uśmiechnął się pod nosem. Zrozumiałam, że nie mam się czego obawiać. 
- A nas tak nie witasz - jęknął smutny Hayboeck
- O jej Michi ty biedy - zaśmiał się Morgi - Nie zasłużyłeś sobie cieniasie - powiedział 
Pokręciłam bezradnie głową i spojrzałam na chłopaków. Stali i nie wiedzieli co powiedzieć, w końcu Thomas odważył się i podszedł do łóżka przyjaciela. Spojrzał na mnie, po czym nachylił się szepcząc na ucho coś Gregorowi. Wiedział, że on może nas słyszeć i gdy się obudzi będzie pamiętać te słowa. Podniosłam swoją brew i zdziwiłam się głupim uśmieszkiem Morgensterna. 

___________________________________________________________________________

Długością nie powala, ale mam nadzieję, że w końcu wyszedł jakoś porządnie ;)
Chciałabym wam podziękować za te wspaniałe komentarze na innych moich blogach.
Dały mi dużo wiary i siły mentalnej <3
Dziękuje ♥

Dacie radę zostawić mi 6 komentarzy? Ucieszyłabym się bardzo <3 :D

niedziela, 23 marca 2014

Czternaście.

Minął już miesiąc i kolejny, codziennie składałam wizyty w szpitalu by być przy nim. Oczywiście cała nasza skoczkowa rodzina wiedziała już o tym, że ja i Gregor będziemy szczęśliwymi rodzicami. I weź tu powiedz coś Morgiemu, choć mój ojciec również nie był bez winy. Siedziałam sobie jak zawsze przy jego łóżku z gazetą w dłoni i czytałam różnorodne artykuły. Tak było codziennie, każdego dnia, nie przeszkadzało mi to. Wolę czekać i czekać będę. Często spotykałam panią Angelikę, która wymieniała się ze mną. Raz ona siedziała do południa przy łóżku chłopaka i gdy tylko ja przychodziłam jechała odpocząć do domu i na odwrót. Chwyciłam delikatnie jego dłoń i spojrzałam na niego. Pomału wszystko wychodziło na jaw. Mój brzuszek z każdym kolejnym dniem robił się odrobinkę większy. Jadłam mnóstwo ogórków, które czasem mieszałam z nutellą. Zachcianki kobiet w ciąży ach.. już się obawiałam jak ja będę wyglądać później. Zaśmiałam się o tym co przed chwilą myślałam. W moją dłoń znów powędrował mój ukochany sprzęt, by po chwili
oglądać filmiki z jego udziałem. Tak strasznie za nim tęskniłam.
- Jesteś głupkiem wiesz!
- Ja? Ale mnie uwielbiasz nie? - zaśmiał się
Dźwięk jego głosu był ukojeniem dla moich uszu. Tak bardzo pragnęłam słyszeć go, nie tylko z filmików ale teraz, tutaj, zaraz. Choć wiedziałam, że to niemożliwe. Wstałam z krzesełka by nalać sobie wody do picia. Uśmiechnęłam się na widok tego, że pogoda coraz bardziej się poprawia. Słoneczko delikatnie wschodziło na niebo. Włączyłam telewizor, gdy zauważyłam, że na zegarku widniała godzina czternasta. Igrzyska Olimpijskie, które dla każdego miały być wyjątkowe. Mocno trzymałam kciuki za moich przyjaciół.
- Halo? - powiedziałam do mojego telefonu, gdy zaczął wibrować.
- Dianka kochanie ty nasze - usłyszałam roześmiany głos Stefana
- Hej Krafcio - odparłam - Jak tam?
- Wspaniale, mam nadzieję że trzymasz za nas kciuki co? - nie musiałam zgadywać, że uśmiecha się pewnie do ściany. Imponował mnie swoim humorem, zawsze był radosny, nawet jak skok mu nie wyszedł i za to właśnie każdy go uwielbiał.
- Bardzo mocno pysiu, tak że mi aż kostki bledną - zaśmiałam się
- I tak ma być maleńka - odwzajemnił mój gest - Jak u Schlieriego?
- Z dnia na dzień jego stan się minimalnie poprawia - odparłam spoglądając na Gregora
- Miejmy nadzieję, że szybko się wybudzi - rzekł Kraft - A jak nasz mały Gregorek? - zapytał - Albo Gregorka - usłyszałam w tle głos Dietharta
- Rośnie - uśmiechnęłam się patrząc na telewizor - A ty czasem Stefciu nie powinieneś szykować się czasem do skoku kochany? - zapytałam podejrzliwie
- W sumie to taak.. - jęknął
- No to zasuwaj - rzekłam - Kopa ci przesyłam w ten twój tyłeczek takiego mentalnego - zaśmiałam się
- Trzymaj się mała - powiedział - Kochamy was - usłyszałam głosy wszystkich
- Jesteście wspaniali - odpowiedziałam - Dalekich skoków!
Rozłączyłam się i z niecierpliwością spoglądałam w ekran by wyczekiwać skoków moich kochanych
głupków. Nie zdziwił mnie widok głupiejącego Stefana czekającego by oddać swój skok. Zaśmiałam się przegryzając w międzyczasie obraną mandarynkę. W końcu nadszedł czas na skoki pierwszej dziesiątki. Mocno zacisnęłam kciuki, gdy na belce pojawiali się Austriacy, ale również gdy kamera pokazała Wellingera. Ostatnio odważyłam się z nim skontaktować i umówiliśmy się, że gdy Igrzyska się skończą on przyjedzie do Innsbrucka byśmy mogli porozmawiać. Byłam mu strasznie wdzięczna, bo nie chciałam nigdzie się wybierać. Wolałam być na miejscu w razie czego. Nikt nie wie co może się zdarzyć. Wszystko jest możliwe. Na zegarku dochodziła godzina dziewiętnasta, miałam jeszcze godzinkę do końca wizyt. Przestawiłam krzesełko tak, bym mogła siedzieć blisko Gregora i chwyciłam jego dłoń splatając nasze dłonie.
- Wiesz, że jesteś pierwszym chłopakiem, na którym mi cholernie zależy? - uśmiechnęłam się - Tęsknie za tobą wiesz, czasem mam wrażenie, że gdyby nie moje filmiki zapomniałabym jak brzmi twój głos. Oglądając sobie tak każdego dnia jeden przypominam sobie wszystko. - powiedziałam - Jesteś wspaniałym mężczyzną wiesz? nie dziwie się, że dla mnóstwa ludzi świecisz przykładem, że dla milionów nastolatek jesteś ideałem. Dla mnie również - uśmiechnęłam się - Będę się już zbierać misiu - powiedziałam - Dobranoc, przyjdę jutro jak zawsze - wstałam i pocałowałam go delikatnie w usta.
Ostatni raz odwróciłam się i jego stronę i wyszłam zamykając cichutko drzwi. Wsiadłam do samochodu i wróciłam do domu. Byłam dumna z chłopaków, bardzo dobrze sobie poradzili w konkursie. Ciepła kąpiel sprawiła, że odprężyłam się tak mocno jak potrzebowałam. Sen szybko porwał mnie do krainy Morfeusza, gdy otulona po same uszy kołdrą wygodnie ułożyłam się w swoim łóżku...


- * * * -


Nastał ten dzień, którego lekko się obawiałam. Choć nawet nie wiem dlaczego, przecież w połowie znałam już prawdę. Koniec Igrzysk, dla naszych chłopaków to była wspaniała impreza. Miejsca w pierwszej dziesiątce i do tego srebrny medal w drużynówce. Miałam ogromną niespodziankę, gdy tata wrócił do domu z medalem w ręku oznajmiając mi, że organizatorzy tych hucznych Igrzysk podarowali jeden mojemu Gregorowi. Był to cudowny gest z ich strony. Położyłam pudełko z medalem w środku na półkę w moim pokoju. Miałam zamiar dać go Gregorowi gdy tylko się obudzi, lecz nic na to nie wskazywało, że w najbliższym czasie miało się to stać. Ubrana w swój cieplutki płaszcz, owinięta szczelnie szalikiem i
wełnianymi rękawiczkami na dłoniach oraz czapką maszerowałam do kawiarni w której miałam spotkać się z Andim. Wchodząc do środka zauważyłam już skoczka, który siedział przy stoliku pod oknem. Na mój widok uśmiechnął się słodko, nie kryjąc również zdziwienia gdy ujrzał mój lekko wystający brzuszek.
- Hej mała - uśmiechnął się tuląc mnie na powitanie
- Cześć Andi - odparłam - Słuchaj, chciałam cię na początku przeprosić za wszystko, jest mi strasznie z tego powodu głupio... - powiedziałam ze skruchą w głosie.
- Nie ma sprawy Dianka - rzekł - Wiedziałem od początku, że kochasz go bardziej - chwycił moją dłoń. Spojrzałam na niego niedowierzająco, a jednak miałam rację. Domyślił się, ulżyło mi trochę, że nie jest zły.
- Gratulacje złotego medalu farciarzu - uśmiechnęłam się rozluźniając się
- Dziękuje, dziękuje ale to nie moja zasługa - odparł - To ja tu powinienem ci chyba pogratulować? - spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy - Który miesiąc? - zapytał
- Prawie czwarty już - odpowiedziałam
- No mała jak ci się udało to przed nami ukrywać? - zdziwił się
- Na prawdę nie zauważyliście jak zaczęłam nosić coraz luźniejsze i większe koszulki? - zaśmiałam się
- Nie - odwzajemnił mój gest - Gdy się obudzi będzie szczęśliwy - spojrzał na mnie
- Mam taką nadzieję - westchnęłam
- Ej proszę się mi tutaj nie smucić teraz - powiedział - Będzie, nie ma innej opcji kochana - dodał po chwili - Będę musiał lecieć - westchnął - Zobaczymy się jeszcze kiedyś? - zapytał z nadzieją w głosie
- Zawsze, gdy tylko będziesz chciał - odparłam przytulając go na pożegnanie
- Mam nadzieję, że będę najlepszym wujkiem co? - poruszał zabawnie brwiami
- O ile Morgi ci pozwoli odebrać mu tą rolę - zaśmialiśmy się.
Odprowadziłam go do parkingu machając jeszcze na pożegnanie, gdy odjeżdżał. Miło było słyszeć, że nie jest na mnie zły. Wracałam sobie spokojnym spacerkiem do domu, wiedziałam że czas robi swoje. Tylko, że jak mam czekać to tak będzie i mimo wszystkiego będę na niego czekać. A raczej będziemy.
Uśmiechnęłam się sama do siebie głaszcząc się po brzuchu. Wiedząc, że tam w środku jest cząstka jego, ślad który po sobie zostawił i niedługo będzie na świecie. Ten czas szybko mija...
Czy pomyślałabym, że od tego cholernego wypadku minęły już prawie trzy miesiące. Trzy miesiące kiedy spał i nie reagował na nic...

Czasami warto zachłysnąć się powietrzem wypełnionym tęsknotą,
aby dostrzec na skrzyżowaniu uczuć nowy kierunek
w stronę jutra...

___________________________________________________________________________

Przepraszam was za wszystko!
Za to, że zaniedbałam nie tylko swoje blogi, ale również wasze.
Ten tydzień był dla mnie jakiś dziwny, zamknęłam się jakoś mentalnie i nie potrafiłam niczego napisać ani cokolwiek zrobić.
Rzadko kiedy wchodziłam w ogóle na laptopa...
Za błędy was przepraszam...
Postaram się nadrobić dziś moje wszystkie zaległości u was, oraz napisać jakiś komentarz.
Jeśli będzie on krótki to bardzo przepraszam.
Od jutro postaram się również nadrabiać zaległości na reszcie moich blogów, ale nie obiecuje
Do następnego ♥

Cieszycie się z naszych chłopaków tak jak ja? <3
Kamyk z kryształową kulą i do tego nasza srebrna drużyna ♥
Widzieć radość wśród chłopaków = bezcenne
A zwłaszcza Klimka ♥


sobota, 15 marca 2014

Trzynaście.

Przez całą noc nie mogłam zasnąć, to cholerne uczucie, które było gdzieś w środku mnie, że coś się stanie. Od piątej rano byłam już na nogach. Miasto wokoło jeszcze spało, tylko nie Diana Pointner, która chodziła jak poparzona po całym pokoju obawiając się dzisiejszego dnia. Może przez to, że dziś piątek trzynastego?.
Wzięłam swoją kamerę w dłoń i żeby choć trochę odgonić swoje myśli od tego natrętnego uczucia postanowiłam obejrzeć kolejny filmik.
- Diana mnie zabije, za to że wziąłem jej tą kamerę, ale raz się żyje co nie Fetti ? - zaśmiał się.
Tak strasznie tęskniłam za jego głosem, za tym jak mnie przytulał, gdy byłam smutna. I robił wszystko, by na mojej twarzy pojawił choć jak najmniejszy ale szczery uśmiech. Uwielbiałam spędzać z nim czas, ale wtedy myślałam, że łączy nas tylko przyjaźń. Teraz było zupełnie inaczej, już nie odganiałam od siebie myśli, że go kocham. Mogłam to nawet wykrzyczeć całemu światu. Bo wiem, że robiłam błąd krzywdząc przy tym sporo osób. A najbardziej właśnie Gregora jak i Andreasa, którego jak najszybciej chciałam przeprosić. Chciałabym, żeby znalazł sobie tą jedyną, z którą będzie szczęśliwy. Pomału rozumiałam, że ja byłam od niego starsza i znając mnie zniszczyłabym mu życie. A on jest młodym, bardzo mądrym i wspaniałym chłopakiem. Nie jedna o takim marzy...
Zamknęłam mój sprzęt i uśmiechnęłam się delikatnie. Nie potrafiłam już płakać, wylałam już tyle łez. Choć chciałam nie potrafiłam. Dziś czekała mnie podróż do domu, kiedyś tam muszę porozmawiać z Wellim, i oczywiście z tatą, nie mogę tego ukrywać. Muszę mu powiedzieć tą prawdę, którą na razie znałam tylko ja. Nawet Morgiemu bałam się powiedzieć. Z czasem pewnie mu się wygadam, ale dopiero później. Na razie chciałam wszystko zatrzymać dla siebie zwłaszcza, że niedługo Soczi. Schlieri tak bardzo chciał tam pojechać i zdobyć upragniony złoty medal w konkursie indywidualnym, lecz niestety to nie wypali. Gdyby był już zdrowy to nie puściłabym go, przekonała żeby dał sobie spokój z resztą konkursów i doszedł do pełni zdrowia. Skoki to bardzo niebezpieczny sport i kto wie co mogłoby się stać.
Szybciutko poszłam do łazienki by wziąć prysznic. Założyłam wygodne ciuchy i rozczesałam moje długie blond włosy.
Wychodząc z pomieszczenia spojrzałam na zegarek wiszący naprzeciwko mnie. Wskazywał już za dziesięć ósmą.
Jak ten czas szybko leci - pomyślałam
Dopiero co widziałam na nim piątą rano. Spakowałam resztę swoich rzeczy do walizki i ogarnęłam trochę swój pokój.
- Dzień doberek! - usłyszałam ciche pukanie później głos Thomasa, który po chwili uściskał mnie na powitanie
- Cześć Morgi - posłałam mu delikatny uśmiech
- Dobra mała, lecimy na śniadanko i na lotnisko - powiedział - Gregora już transportują helikopterem - oznajmił
- Mhm - mruknęłam i ruszyliśmy.
Nie mogłam nic przełknąć, ale Morgenstern nie wypuściłby mnie od stolika, gdybym nie zjadła choć dwóch kanapek więc nie miałam wyjścia.
Godzina dwunasta a my dopiero byliśmy w połowie lotu. Tak bardzo chciałam już być w Innsbrucku i wyczekiwać, aż helikopter z Schlierenzauerem wyląduje, bądź już wylądował i będę mogła dowiedzieć się czy wszystko jest dobrze. Zmęczenie wzięło nade mną przewagę i szybko oddałam się w krainę Morfeusza...
- Dianka - usłyszałam głos Morgiego - Dianka wstawaj lądujemy już! - szturchnął mnie delikatnie
Nie chętnie otworzyłam swoje oczy. Zapięłam pasy jak prosił nas o to pilot i przeczesałam dłonią swoje włosy.
Już po chwili staliśmy na środku lotniska i czekaliśmy na mojego ojca, który obiecał się po nas przyjechać. Mieli akurat tydzień wolnego. Szybko go zauważyłam.
- Córeczko - powiedział tuląc mnie na powitanie - Chodźcie zbieramy się, Schlieri jest już na miejscu. Zjecie coś, odświeżycie się i odpoczniecie później pojedziemy do szpitala. Mama Gregora mówiła, że były jakieś komplikacje i ... - nie dokończył
- Tato jedziemy wprost do szpitala - oznajmiłam.
- Nie Diana, musicie odpocząć - rzekł poważnie - Martwię się o twój ostatni tryb życia - rzekł - W sumie pani Angelika powiedziała, że nawet nie chce was widzieć od razu po przylocie - uśmiechnął się delikatnie.
Zrezygnowana musiałam przystać na słowa taty. Dopiero wieczorem, gdy tato uznał, że możemy już pojechać za moim ciągłym naleganiem udaliśmy się do szpitala. Minęło piętnaście minut, jak dotarliśmy na miejsce. Szybko wysiadłam z auta nie czekając na resztę moich towarzyszy.
Ujrzałam zdenerwowaną panią Schlierenzauer wystraszyłam się...
- Co z nim? - zapytałam cichutko siadając obok niej. Moje serce zaczęło walić jak oszalałe...
- Diana kochanie - pani Angelika złapała mnie za dłoń. - Godzinę po tym, jak przywieźli go do szpitala. Gregor wyszeptał ciche kocham cię Diana i jego serce stanęło. Szybko zaczęli reanimację, która trwała prawie dwie godziny - urwała a z moich oczy zaczęły płynąć łzy
- Proszę pani... niech pani nie mówi, że on... Nie! on musi żyć ! - krzyknęłam, ręce trzęsły mi się strasznie.
- Spokojnie skarbie - wstała i przytuliła mnie mocno - Przywrócili mu akcję serca, Gregor żyję, ale jego stan się pogorszył. Choć lekarz stwierdził, że teraz będzie z dnia na dzień stan jego zdrowia się poprawiać. Tylko, że muszą trzymać go w śpiączce jeszcze bardzo długo - rzekła...
- Proszę pani, ja muszę pani coś powiedzieć - zaczęłam niepewnie...
Widząc wzrok mamy Schlierenzauera na sobie, zapomniałam słów w buzi. Nie wiedziałam jak to wszystko zakończyć. Zacząć może i zaczęłam, tylko dalsza część mojej wypowiedzi nie kleiła się w ogóle.
- Możemy zaczekać chwilę na tatę i Morgiego? - zapytałam
- Pewnie - odparła szybko.
Układałam w głowie jak im powiedzieć całą prawdę, może to nie był najlepszy moment, może to było za wcześnie dla nich wszystkich, ale chyba musiałam.
- Jesteśmy - oznajmił blondyn, który niósł nam po kubku gorącej herbaty z automatu
Za szybko, nie mogli jeszcze trochę poczekać.. Jak ja to im powiem... tak teraz momentalnie
- A więc co takiego chciałaś nam kochanie powiedzieć? - zaczęła pani Angelika, upijając łyk brązowej cieczy.
- Pana Paula nie będzie? - próbowałam się wymigać w jakiś sposób, lecz na darmo...
- Musiał pojechać do pracy, jakaś pilna sprawa niestety - odparła.
- Ja chciałam wam powiedzieć, że... no.. bo ja i Gregor... - jąkałam się, w końcu wzięłam głęboki oddech i odważyłam się na wypowiedzenie tych pięciu słów, które znałam tylko ja - Jestem w ciąży z Gregorem - powiedziałam wypuszczając powietrze z płuc.
- Ja wiem kochanie - rzekł mój ojciec - Znalazłem test ciążowy w łazience. - przytulił mnie do siebie całując w głowę.
- Czyli, że ja będę babcią? - zapytała na co skinęłam jej głową. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę kochanie. Zawsze marzyłam by Gregor miał taką wspaniałą kobietę - przytuliła mnie mocno i ucałowała w głowę.
Poczułam jak całe nerwowe powietrze ze mnie schodzi.
- Zniszczyłaś miłość pomiędzy mną i Schlierim - powiedział smutno Thomas - Gratulacje maleńka! - nie wytrzymał, zaśmiał się po chwili mocno mnie do siebie tuląc - Nawet nie wiesz, jaki będzie szczęśliwy, gdy się o tym dowie. Marzył o tym, byś była matką jego dzieci. Chciał codziennie się obok ciebie budzić. Pragnął byś była jego żoną a przede wszystkim chciał cię mieć przy sobie Dianka - szepnął mi na ucho blondyn. - Teraz będzie szczęśliwym ojcem.  - dodał po chwili
- Dziękuje Morgi - ucałowałam go w policzek - Za wszystko co dla mnie zrobiłeś - powiedziałam
- Polecam się na przyszłość - uśmiechnął się - Teraz was wszystkich przeproszę. Pojadę choć na trochę do domu, tęsknię za moją maleńką Lily - oznajmił - Dobranoc, ucałuj go ode mnie dobra? - zapytał
- Pewnie - uśmiechnęłam się.
Teraz wiedziałam, że będzie już tylko lepiej, czułam to. Jeśli trzeba poczekam, a może jednak poczekamy.
Miłości nie można planować, miłość przychodzi sama.
To nasze serce wybiera tą osobę, z którą chcę się żyć już do końca...

__________________________________________________________________________

Wy mnie chyba za dobrze znacie :D. Nic nie da się przed wami ukryć haha :D
Czekam na wasze opinie xd

poniedziałek, 10 marca 2014

Dwanaście.

( Z perspektywy Thomasa )

Stałem tak obok niej i dokładnie się przyglądałem, wyglądała na bardzo podenerwowaną, ale czym?. Wyczekiwałem od niej odpowiedzi, lecz chyba wszystko na nic. Nie będę nalegał, może z czasem sama mi powie. Bo co takiego to ma być, przecież nie jest jakąś narkomanką albo co innego..
Morgi debilu, to córka trenera i ona miałaby być narkomanką? - pomyślałem
Chłodne powietrze dawało się trochę już we znaki. Spojrzałem na zegarek znajdujący się na mojej dłoni. Godzina dwunasta piętnaście. Pewnie obchód się już skończył.
- Chodźmy - oznajmiłem posyłając blondynce delikatny uśmiech
- Dobrze - przytaknęła
Otworzyłem drzwi i przepuściłem ją pierwszą. Swoje kroki skierowaliśmy wprost do sali numer czterdzieści osiem. Szliśmy w ciszy pomału pokonując szpitalne korytarze jak i schody. Winda była popsuta, zresztą czemu tu się dziwić. Windy w szpitalu są potrzebne, jednak nie mają tutaj za dużo roboty tylko się psują. Dotarliśmy w końcu pod jego salę.
- Idź, idź - rzekłem, gdy spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi brązowymi oczami. - Wejdę później - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Dziękuje - powiedziała i cmoknęła mnie w policzek
- Nie ma sprawy, wiem że kochasz go bardziej niż ja - zaśmiałem się rozluźniając lekko atmosferę.
Odprowadzałem ją wzrokiem, aż do drzwi. Wstałem z miejsca i poszedłem sobie do automatu po kawę. Idąc do automatu wpadłem na pewną dziewczynę. Widać było, że czegoś, lub kogoś szukała. Postanowiłem pomóc i przeprosić, w końcu trzeba być kulturalnym.
- Przepraszam, nic ci się nie stało? - zapytałem spoglądając na nią
- Nic się nie stało - uśmiechnęła się - Mam małe pytanie, szukam sali czterdzieści dziewięć. Wiesz może... wie pan może gdzie się znajduje ? - zapytała
-  Żaden pan, Thomas lub Morgi jestem - podałem dłoń - Akurat wiem, w sali czterdzieści osiem leży mój przyjaciel. Poczekasz chwilę, zaprowadzę cię - uśmiechnąłem się
- Samanta - uścisnęła moją rękę - Pewnie, dziękuje że mi pokażesz - powiedziała
Szybko wrzuciłem pieniądze do automatu i poczekałem chwilę, nie wypadało tak tylko dla siebie, więc kupiłem też drugą dla nowo poznanej dziewczyny.
- Proszę - podałem jej z uśmiechem
- Miło, dziękuje bardzo, choć nie musiałeś - odwzajemniła gest
- Chodźmy - powiedziałem spoglądając na nią.
Ruszyliśmy w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro budynku. Skręciliśmy na korytarzu w prawo i chwilę później znajdowaliśmy się pod salami.
- To tutaj - wskazałem
- Kolejny raz tego dnia dziękuje ci bardzo - zaśmiała się
- Kolejny raz odpowiadam, że nie ma sprawy - odwzajemniłem gest
Ciemnowłosa Samanta po raz kolejny posłała mi słodki uśmiech i weszła do sali. Dopiłem do końca zimną już kawę i usiadłem na krzesełku. Zobaczyłem, że moja przyjaciółka kieruje się w stronę drzwi.
Momentalnie wstałem z miejsca i wyczekiwałem aż wyjdzie.
- Morgi, ja nie potrafię - rozpłakała się - To ja tam powinnam leżeć, a nie on - powiedziała
- Dianka - rzekłem - Nigdy tak nie mów dobrze? Gregor to silny człowiek, on walczy bo wie, że ma dla kogo - powiedziałem
- Przytulisz mnie? - spytała zapłakana
Momentalnie chwyciłem dziewczynę w ramiona. Wtuliła się we mnie mocno i płakała. Starałem się ją uspokoić, ale nie wiedziałem jak.
- Będzie wszystko dobrze zobaczysz - szepnąłem jej na ucho - Obiecuje ci to kochana - dodałem. Czym prędzej chciałem zabrać dziewczynę ze szpitala. Te wizyty tutaj były dla niej czymś strasznym. W sumie dla mnie też, widzieć Schlieriego w takim stanie...
Zamówiłem taksówkę i poprosiłem kierowcę aby zawiózł Dianę do hotelu. Ja musiałem jeszcze chwilę zostać, ponieważ w ostatniej chwili złapał mnie lekarz i poprosił abym przyszedł do jego gabinetu na rozmowę..
- Wrócę za jakąś godzinę, dwie - zwróciłem się do dziewczyny, po chwili zamykając drzwi od auta.
Wróciłem z powrotem do budynku i skierowałem się do wyznaczonego miejsca. Zapukałem w białe drzwi i po krótkim " proszę " wszedłem do środka.
- Chciał mnie pan widzieć - powiedziałem
- Tak, tak - rzekł - Niech pan siada - wskazał na krzesło stojące naprzeciwko niego
- O co chodzi? coś z Gregorem? - spytałem
- Nie, nie. Jak na razie stan pana Schlierenzauera poprawia się z dnia na dzień, ale to bardzo pomału. Postanowiliśmy, że przewieziemy go za dwa dni do szpitala w Innsbrucku. Tam jest trochę lepsza opieka i lepsze warunki - powiedział
- Ale to bezpieczne tak? - zapytałem - Nic mu się nie stanie w czasie drogi?
- Nie powinno - odparł - To już wszystko, niech pan wraca i zaopiekuje się dziewczyną przyjaciela. Wiem to z doświadczenia, że kobiety w takich sytuacjach potrzebują dużo wsparcia - uścisnął mi dłoń
- Dziękuje, do widzenia! - powiedziałem i wyszedłem...


- * * * -


Kolejny poranek w Kulm, pomału miałam dość tego miasta. Będzie to dla mnie najgorsze miejsce na ziemi i to się nigdy nie zmieni. Miasto właśnie budziło się do życia. Wybrałam się na krótki spacer. Każda twarz zdradzała inne emocje, każdy gest. Wszyscy byli inni. Nikt nie wiedział, czy koło niego nie idzie jakiś gangster, zwykły człowiek, narkoman albo ktokolwiek inny. Spacerując tak zrozumiałam jedno. Musiał być ten cień nadziei, ta lampka w tunelu. Już jutro przewożą Gregora do szpitala w Innsbrucku. Może to i lepiej, przynajmniej tata nie będzie się martwił o to, że przebywamy razem z Morgim w tym miejscu i że coś może nam się stać. Thomas już jutro wraca do chłopaków. Wiedziałam, że dla niego Schlieri jest ważniejszy, ale nie mógł zaniedbywać swojej kariery.
Odwiedzając Gregora czułam, że on czuje moją obecność. Za każdym razem na jego ustach widnieje leciutki uśmiech. Wróciłam do hotelu, gdy zrobiło mi się zimno. Dziś postanowiliśmy pojechać do szpitala wieczorem, by rano móc się spakować.
- Przyniosłem ci śniadanie - oznajmił Morgi, który położył się na moim łóżku i zajadał kanapkę.
- Dziękuje - odparłam siadając do niewielkiego stolika znajdującego się w pokoju - Jesteś wspaniały - dodałam leciutko się uśmiechając
- Schlieri chciałby, żebym się tobą opiekował, więc robię wszystko co mogę i jak najlepiej - odwzajemnił gest.
Zajadałam się pysznościami przyniesionymi mi przez Morgensterna. Byłam mu bardzo wdzięczna co robił. Jest wspaniałym przyjacielem i cieszę się z całego serca, że go poznałam. Morgi z mojego idola, którego tak podziwiałam i szanowałam stał się moim przyjacielem. Wspaniałe uczucie...
- Pójdę do siebie, muszę się spakować. A trochę tego mam - westchnął
- Pomóc ci? - zaproponowałam
- Nie dziękuje, poradzę sobie - ucałował mnie w policzek - Przyjdę po ciebie tak koło siedemnastej. Pojedziemy do niego dobrze? - zapytał
- Pewnie - odparłam
Gdy chłopak wyszedł, a ja skończyłam w końcu posiłek położyłam się na łóżku. Od kiedy Gregor miał wypadek... Miałam taką moją małą tradycję, oglądałam codziennie po jednym filmiku, które udało mi się nakręcić podczas pobytu z nimi. Było ich aż trzysta siedemdziesiąt, jak na mnie to bardzo mało, ale jak na innych to strasznie dużo.
Podniosłam się do pozycji siedziącej i skrzyżowałam nogi. Wzięłam sprzęt do rąk i odtworzyłam materiał.
Oglądałam wszystko dokładnie, łzy spływały po moich policzkach, nie potrafiłam ich zatrzymać, a może nie chciałam... Sama tego nie wiedziałam....
- Gregorku kochany - usłyszałam mój ohydny głos w kamerze - Lubisz mnie? - zapytałam
- Lubię - odparł i skinął głową
- Bardzo, bardzo?
- Najbardziej - uśmiechnął się
- Najbardziej, najbardziej? - zaśmiałam się
- Naaaaaaaaaaaaaaaaaajbardziej na świecie - zaśmiał się.
Oglądając to wszystko zrozumiałam, że naprawdę go kocham, ale nie chciałam dopuścić moich myśli do tego, że to może być prawda i wmawiałam sobie, że kocham Wellingera. A właśnie Andi, nie miałam z nim żadnego kontaktu, nie rozmawiałam nic... Czy to oznaczało, że dowiedział się o wszystkim, o tym, że kocham Schlierenzauera. Może zrozumiał to już wcześniej. Chociaż, że ma dziewiętnaście lat to na swój wiek jest bardzo mądry. Znałam go trochę bardziej więc mogłam stwierdzić iż tak było.
Przez pół nocy nie mogłam zasnąć, zastanawiałam się jak to teraz wszystko będzie. Czy on wyjdzie z tego. Choć nie dopuszczałam innej myśli w głębi duszy czułam, że stanie się coś złego. A może to tylko moje głupie przeczucia. Często mnie w sumie zawodziły, więc nie wiem dlaczego zastanawiałam się nad tym. Zegarek wskazywał dziesiątą. Zabrałam się za pakowanie mojej walizki. Gdy skończyłam wszystko wkładać do środka, weszłam pod kołdrę i postanowiłam się zdrzemnąć. Sen szybko mnie dopadł...
Zbudziło mnie pukanie do drzwi, a po chwili dobrze znany mi głos blondyna.
- Oj przepraszam, nie chciałem cię obudzić - powiedział troskliwie
- Nic się nie stało - odparłam - Która godzina? - spytałam
- Siedemnasta za minutę - rzekł patrząc na zegarek - Jedziemy czy chcesz sobie pospać? - spytał
- Nie ma mowy o spaniu - powiedziałam - Pojedziemy - dodałam po chwili wychodząc z ciepłego łóżka.
Przebrałam się w świeże rzeczy, które akurat znalazłam na wierzchu walizki i założyłam kurtkę oraz buty. Zamknęłam pokój i wraz z przyjacielem ruszyłam na dół. Taksówka już na nas czekała, wsiedliśmy do środka i pojechaliśmy do szpitala.
Gdy znalazłam się pod salą weszłam do środka jako pierwsza, Morgi kolejny raz pozwolił mi wejść przed sobą. Na jego ustach zostawiłam króciutki, ale czuły pocałunek, tak jak zawsze.
Usiadłam obok jego łóżka i chwyciłam jego dłoń.
- Proszę nie poddawaj się - szepnęłam po raz setny, wiedziałam, że mnie słyszy, czułam to - Walcz do końca misiu, proszę - ścisnęłam jego rękę splatając nasze palce. - Kocham cię rozumiesz, zawsze kochałam, ale bałam się dopuścić tej myśli, że tak może być. Zrozumiałam to dopiero teraz, jestem idiotką. Ty leżysz tutaj, a ja siedzę sobie obok ciebie... To ja powinnam być na twoim miejscu, nie ty... - poczułam, jak łzy napływają do moich oczu i zaczynają spływać po moich policzkach. - Wiesz, będziemy czekać na ciebie, nie ważne ile chciałabym, żebyś jak najszybciej był tutaj z nami, ale jeśli mamy czekać to możemy nawet rok, lub dwa. Ważne, żebyś żył, był zdrowy, żebyś był z nami i nas nie zostawił, choć wiem, że nie ma takiej opcji. - uśmiechnęłam się delikatnie - Przyjechaliśmy z Morgim tylko na chwilę, żeby pożegnać się z tobą, jutro spotkamy się już w Innsbrucku. Będziesz w domu, w naszym pięknym mieście nie tutaj...
- Tata cię pozdrawia i wszyscy chłopcy z kadry. Miliony kibiców na całym świecie przesyła ci mnóstwo życzeń i wsparcia. Każdemu staram się odpisać, bo wiem, że ty byś to zrobił. Dziękuje im za wszystko co dla ciebie robią, codziennie informuje ich o twoim stanie zdrowia. Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe, ale jesteś dla wielu idolem i chcą wiedzieć co z tobą. - powiedziałam - Będę już się zbierać. Thomi chce jeszcze do ciebie wejść. Kocham cię i zawsze będę - pocałowałam go - Do zobaczenia misiu w Innsbrucku - uśmiechnęłam się delikatnie całując go jeszcze w czoło...

____________________________________________________________________________

Przepraszam, że dopiero dzisiaj i, że tak późno, ale nie miałam po prostu czasu wcześniej.
Rozdział zostawiam do waszej oceny ;)
Przepraszam was za błędy, ale pisany trochę na szybko ;)
Wiecie co, dziś dostałam jeden z najwspanialszych prezentów w życiu ;)
Bardzo dziękuje Kotełkowi, jestem tak szczęśliwa i wdzięczna, że musiałam wam pokazać <3


wtorek, 4 marca 2014

Jedenaście.

Minęły dwa dni. Te dwa cholerne dni, które przesiedziałam jak na szpilkach cały czas próbując dodzwonić się do któregoś z chłopaków, lecz na marne. Te dwa dni, które przepłakałam myślami będąc cały czas przy Gregorze. Siedziałam właśnie w samolocie, który miał wylądować na lotnisku w Kulm. Ręce cały czas mi się trzęsły. Łzy kapały z moich oczu... Dlaczego to się stało, dlaczego? pytałam się przez cały czas w myślach. Nie wiedziałam nic, co z nim. Czy jest przytomny... Kompletna pustka wiadomości. Programy informacyjne podawały różne wieści na temat Schlieriego, ale nie wierzyłam w nic. W każdym z nich było zupełnie co innego. W jednym, że jest już z powrotem w hotelu. W drugim, że jest w śpiączce, a jeszcze trzeci nawet nie potrafię tego wymówić. W końcu wylądowałam i mogłam szybko pojechać do szpitala. Nie obchodziło mnie to, że targam się z walizkami. Liczył się w tamtym momencie tylko Gregor. Powiedziałam taksówkarzowi adres pod który miał mnie zawieźć i poprosiłam, aby przyspieszył. Gdy dojechaliśmy pod szpital łzy znów zaczęły spływać po moich policzkach. Cała się trzęsłam. Zapłaciłam kierowcy i ciągnąć za sobą walizkę biegłam do środka. Nie wiedziałam w ogóle gdzie iść. Łzy zalewały moje oczy.
Oglądałam się dookoła by znaleźć kogoś znajomego. W końcu ujrzałam Morgiego czym prędzej do niego podbiegłam i wtuliłam się w niego. Zaczęłam beczeć, blondyn trzymał mnie mocno w ramionach.
- Morgi co z nim? - powiedziałam przez płacz
- Ma połamane żebra, wstrząs mózgu, złamaną nogę. Jest strasznie poobijany, trzymają go w śpiączce i będą trzymać jeszcze długo - odpowiedział
- Tylko nie to - szepnęłam 
- Mała wszystko będzie dobrze zobaczysz - powiedział - On jest silny i nie zostawi cię za bardzo mu na tobie zależy..
- Ale jak to się stało? - spytałam bo nadal mi nikt nie powiedział
- Schlieri miał oddać skok, przed którym pokazano na telebimie filmik na którym całujesz się z Wellingerem, widocznie to go zabolało i nie mógł skupić się na skoku - rzekł - On cię kocha Dianka, a gdy wspólnie spędziliście noc... - przerwał - Dla niego to był znak, że tobie również na niemu zależy. Później chciał odpuścić, ale nie udawało mu się to bo za bardzo cię kocha - dodał po chwili
Mogłam się domyślić, że Gregor powie Thomasowi o naszej wspólnej nocy. Wiedziałam, że blondyn nikomu nic nie powie i wie, że dla nas obu to była chwila słabości. Rozpłakałam się na dobre. Chłopak cały czas trzymał mnie w objęciach. 
- Mogę pójść go zobaczyć? - zapytałam niepewnie pielęgniarki, która wchodziła właśnie do sali
- Kim pani jest? - zapytała
- Jest jego dziewczyną - rzekł za mnie Morgi na co ja zmierzyłam go wzrokiem.
- Tylko na pięć minut - oznajmiła
Pomału weszłam z nią do środka, ujrzałam go. Prawie całego w bandażach. Łzy spływały mi po policzkach i nie chciały przestać. Zrozumiałam, że to wszystko to moja wina. Gdyby nie ja Gregor nie leżałby tutaj. Ja nie widziałam tej miłości, którą mnie darzył. Sama w sobie nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że ja również go kocham. Robiłam wszystko by właśnie tak się nie stało. Bym się w nim nie zakochała. Tylko, że wszystko na marne bo tak go kochałam. Usiadłam przy jego łóżku delikatnie chwytając jego dłoń. Była ciepła taka jak zawsze. Złożyłam na niej delikatny pocałunek...
- Proszę cię walcz - szepnęłam płacząc - Walcz dla nas i się nie poddawaj proszę - powiedziałam - Będziemy czekać we dwójkę na ciebie rozumiesz? - spojrzałam z łzami na jego twarz, na której można było dostrzec delikatny uśmiech
- Przepraszam panią. Musi już pani iść - powiedziała łagodnie pielęgniarka w moim wieku posyłając mi lekki uśmiech - Niech się pani nie martwi, wyjdzie z tego...
Uśmiechnęłam się delikatnie do niej i wstałam z krzesełka. Spojrzałam na niego ostatni raz. Zbliżyłam się i delikatnie go pocałowałam.
- Nie poddawaj się dla nas, obiecaj mi to - szepnęłam po raz kolejny i razem z miłą pielęgniarką wyszłam z sali. 
Od razu wpadłam w Thomasowe ramiona i rozpłakałam się. Blondyn pocieszał mnie i cały czas trzymał w ramionach... Ta sama pielęgniarka, która była dla mnie strasznie miła przekonała nas abyśmy pojechali do hotelu by odpocząć... Więc tak zrobiliśmy, godzinę później byłam już w swoim pokoju, odświeżyłam się szybciutko i weszłam do łóżka. Szybko zmorzył mnie sen, zmęczenie wygrało z moim organizmem...


- * * * -


( Z perspektywy Thomasa )

Było mi szkoda Diany, tak strasznie cierpiała z tego powodu, ale w tamtym momencie zrozumiałem, że ona również go kocha. Byłem pewny tego w stu procentach. Gdyby jej na nim nie zależało nie przyleciałaby tutaj a co najważniejsze wychodząc z sali nie pocałowałaby go..
Wieczorem długo nie mogłem zasnąć, zastawiałem się co z nimi będzie. Chciałem aby oboje byli razem. Bo dopełniali się wzajemnie, w swoim towarzystwie byli szczęśliwi. W końcu zmęczenie wygrało i udało mi się jakoś usnąć. Obudziłem się już po ósmej. Z tego co wiedziałem, to niemiecka reprezentacja jeszcze nie wyjechała. Zamówiłem taksówkę i pojechałem nią wprost pod hotel, w którym znajdowali się właśnie oni. Zauważyłem, że Andreas pakuje już swoje rzeczy do autokaru..
- Andi! - krzyknąłem a ten momentalnie spojrzał w moją stronę
- O Morgi! siema jak Schlieri? - zapytał
- Na razie leży w śpiączce - odparłem - Słuchaj mam do ciebie pewną sprawę - oznajmiłem
- Zamieniam się w słuch - rzekł patrząc na mnie
- Nie bądź na mnie zły, ani nic w tym rodzaju - zacząłem niepewnie - Ale lepiej będzie jak przestaniesz spotykać się z Dianą. Ma przez ciebie lekkie problemy z ojcem jak i waszym trenerem a najważniejsze jest to, że ona chyba kocha Gregora - powiedziałem już bardziej śmiało
- Ale.. Jak.. przecież ja ją kocham - odparł zmieszany - Co nasz trener ma do tego?
- Nie podoba mu się to, myśli że ona jest jakimś szpiegiem czy coś w tym stylu. Wiem tylko tyle - rzekłem - Proszę cię daj jej spokój. Nie bądź na nią zły bo ona nie ma nic z tym wspólnego - dodałem
- Jeśli wszystko ma się przez to zniszczyć to usunę się z jej życia mimo iż jest dla mnie całym życiem - odpowiedział - W sumie czasem dziwnie się czułem wiedząc, że jest trochę starsza ode mnie...
- To czyli jak zostaniecie przyjaciółmi?
- Tak, w ogóle czułem że ona bardziej kocha Schlieriego ode mnie - odparł - Muszę lecieć, na razie!
- Cześć!
Zdziwiło mnie jego zachowanie, ale zrozumiałem go. Jest jeszcze młody, całe życie przed sobą i czasem nie wie co mówi bądź cos w tym stylu. Może po prostu nie chciałby nachalny albo kimś, kto zabrania ukochanej kochać.. Nie wiem...
Wróciłem do hotelu i od razu poszedłem do pokoju Diany. Zapukałem delikatnie i wszedłem do środka. Siedziała na łóżku i patrzyła się w jeden punkt za oknem. 
- Chodź na śniadanie, musimy coś zjeść - powiedziałem
- Idę - odparła podnosząc się z miejsca. Otarłem kciukiem samotną łzę, która spływała po jej policzku i ucałowałem w czoło.
Chciałem, żeby wiedziała, że nie jest sama w tamtym momencie. Że będę ją wspierał do samego końca, tak jak Gregora. Wraz z blondynką zjedliśmy porządne śniadanie bo po nim chciała jechać do szpitala. Zamówiłem taksówkę i ruszyliśmy. Wiedziałem, że Schlieri chciałby abym się teraz nią opiekował. Cały czas ją obejmowałem. Pomału uspokajała się więc trochę mi ulżyło. Nie mogła się cały czas martwić, płakać i denerwować, z doświadczenia wiem, że to jest złe dla naszego organizmu. Taksówkarz wysadził nas pod samym szpitalem, zapłaciłem mu i wysiedliśmy. 
- Poczekajmy chwilę, pooddychaj świeżym powietrzem. Na razie tak nie będziemy mogli wejść dopiero za jakieś pięć minut, gdy obchód się skończy - powiedziałem patrząc na nią troskliwym wzrokiem.
- Dobrze - odparła króciutko i oparła się o barierkę obok mnie. Kolejny raz objąłem ją ramieniem
- Nie martw się maleńka, wyjdzie z tego - pocieszałem - Gregor to silny chłopak i wie, że musi żyć dla ciebie...
Dziewczyna spojrzała na mnie zmieszana i chciała coś mi powiedzieć, ale nie wiedziała jak...

_________________________________________________________________________

Uf napisałam :D nie wiem jak wyszedł, pozostawiam wam do oceny :D
Jestem ciekawa jakie z was Sherlocki Holmesy i czy odgadniecie co takiego kryje się w tym rozdziale :D
Za błędy przepraszam :D
Do następnego :*