piątek, 28 lutego 2014

Dziesięć.


To już dziś, konkurs w którym miałem pokazać na co naprawdę mnie stać. Obudziło mnie dość natrętne słońce, które wznosiło się na niebo. No tak, Thomas nie spuścił zasłon. Westchnąłem cicho wypuszczając całe powietrze z płuc. Niechętnie wstałem z cieplutkiego łózka i wyciągając z szafy rzeczy poszedłem do łazienki. Biorąc cieplusi prysznic, pomalutku doprowadzałem się do całkowitego obudzenia się. Strugi wody spływały po moim ciele wraz z żelem do mycia. Po dokładnym obmyciu swojego ciała wyszedłem spod prysznica wycierając się dokładnie ręcznikiem. Założyłem swoje ubrania i doprowadziłem do porządku swoje włosy. Kończąc w końcu swoją poranną toaletę wróciłem do pokoju kierując się w stronę okna, by otworzyć je trochę, aby się przewietrzyło.
- Stary na łeb ci pada? - zapytał, może jednak stwierdził zaspany Morgenstern przykrywając się pod sam nos pierzyną.
- Mi nie, ale tobie tak - powiedziałem - Nie chcę nic mówić, ale jest dokładnie dziewiąta piętnaście - dodałem z głupim uśmieszkiem na twarzy...
- O cholera! - wrzasnął po czym zerwał się z łóżka jak poparzony. - Nie mogłeś mnie obudzić - jak zawsze nie oszczędzał swojego niezadowolenia z tego powodu krzycząc do mnie z łazienki.
- Nie mogłeś mnie obudzić - powtórzyłem jednocześnie sprawiając, że ciśnienie Thomasa wzrosło
- Słyszałem! - wrzasnął
Pokręciłem bezradnie głową i zaśmiałem się pod nosem. Spokojnie spakowałem swoje rzeczy do plecaka i usiadłem na łóżku w celu poczekania na przyjaciela. Spoglądnąłem na zegarek wiszący naprzeciwko mnie i wsłuchiwałem się w jego tykanie. Z każdą sekundą wskazówka przesuwała się o jedno i kolejne...
- Ruszaj to swoje dupsko! - rzekł Morgi wrzucając niechlujnie rzeczy do plecaka.
- Thomasie ty mój kochany. Chciałbym ci oznajmić, że dopiero ósma rano i na razie co pierwsze mamy zrobić to udać się na śniadanie - zaśmiałem się
- Ty idioto! - rzekł - Schlieri ja cię zabije, musiałeś mnie straszyć. Myślałem, że się nie wyrobie na trening - jęknął
- Panie Morgensternie, ale czy pan nie mógł sam sobie spojrzeć na zegar wiszący o tam tuż nad pana łóżkiem? - z trudem powstrzymywałem śmiech, który tłumił się we mnie.
- Blebleble - mruknął - Chodź idziemy na to śniadanie - oznajmił kierując się w stronę drzwi.
Wstałem z łóżka i powędrowałem za nim do hotelowej stołówki. Wszyscy siedzieli już na swoich miejscach oprócz Diany i jej ojca. Może zaspali lub rozmawiają, nie wiem. Nie wtrącam się w ich sprawy. Przywitaliśmy się ze wszystkimi i usiedliśmy do stołu. Po chwili dołączyła do nas skromna rodzina Pointnerów. Uśmiechnąłem się do blondynki, która zajęła jedyne wolne miejsce obok Hayboecka. Odwzajemniła go i zaczęła zajadać się kanapkami. Obserwowałem ją chwilę i wróciłem do jedzenia.
Godziny mijały i mijały. W końcu zaczął się konkurs. Diany nie było już razem z nami. Może źle się poczuła, albo coś. Po treningu od razu udała się do hotelu... Pięćdziesięciu zawodników oddało już swój pierwszy
skok. Teraz została tylko nasza trójka. Ja, Prevc i Stoch. Zasiadłem na belce i oddałem swój pierwszy skok. Taki, który pozwolił mi na zajęcie drugiego miejsca po pierwszej serii. Z niecierpliwością czekałem na oddanie swojego skoku i spróbować walki o pierwsze miejsce wraz z Kamilem. Szedłem właśnie na górę skoczni, pomału wchodząc po stopniach by nie zmęczyć mięśni. Wraz ze Stochem spędzaliśmy sobie miło czas na rozmawianiu i czekaniu na nasze skoki. Peter znajdował się po pierwszej serii na pozycji dziesiątej. W końcu nadszedł czas na Maćka Kota, który zajmował trzecie miejsce. Młody skoczył nieźle i to bardzo. Teraz była pora na mnie. Usiadłem na belce i sprawdziłem wiązania oraz zapięcie kasku. Uderzyłem kilka razy pięścią w moje mięśnie, później klatkę piersiową i byłem już gotowy do skoku. Wiatr mi to uniemożliwił, więc zszedłem na chwilę z belki. Wtedy stało się coś... Coś, co sprawiło że moje życie nagle legło w gruzach a serce rozbiło się na miliony kawałeczków. Moim oczom na telebimie ukazał się obrazek całującej się Diany wraz z Wellingerem. Stałem jak posąg wpatrując się w nagrany przez paparazzi materiał.
* Proszę państwa, prosimy o brawa dla naszych gołąbków. Andreasa Wellingera i Diany Pointner córki trenera skoczków Austriackich *
Trener ze złowrogą miną pozwolił mi wejść na belkę. Po sprawdzeniu wszystkich mocować i innych. Dostałem znak chorągiewką.
Odepchnąłem się od belki i ruszyłem. Spóźniłem wybicie z progu i zobaczyłem jak świat wiruje mi przed oczami. Narty raz widniały przed moimi oczami raz nie. Poczułem mocne uderzenie w głowę i ból, który przeszywa całe moje ciało. Przed oczami cały czas miałem sytuację, którą pokazali na telebimie. Jak ona... Nie wiedziałem co się ze mną dzieję. Zrozumiałem, że zjeżdżam z zeskoku kręcąc jeszcze przy tym fikołki i kolejny raz uderzając głową i rękoma o taflę śniegu. Przed moimi oczami pojawiły się mroczki. Leżałem nieruchomo wpatrując się w migające gwiazdy, lecz tylko chwilę. Straciłem świadomość i po chwili mroczna ciemność ogarnęła moje oczy.
- Schlieri, Schlieri słyszysz nas? - dosłyszałem tylko te słowa, ale nie mogłem na nie nic odpowiedzieć...


- * * * -


Zaskakujący dzień, dla mnie jak i ojca, który widział mój pocałunek z Andreasem. Było mi strasznie miło, całowaliśmy się na środku placu i nie zwracaliśmy uwagi na nikogo. Liczyliśmy się tylko my dwoje, nasz pocałunek, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny. Welli oderwał się ode mnie, mówiąc że musi lecieć. Pożegnał mnie kolejnym całusem i pobiegł w stronę ich domku. Ucieszyłam się, że zrobiliśmy kolejny krok w naszej znajomości. Odwróciłam się na pięcie i wtedy zobaczyłam wściekły wzrok mojego taty.
- Musimy porozmawiać moja droga - powiedział zły - Za godzinę jestem w twoim pokoju - dodał i zniknął.
Wzruszyłam ramionami i radośnie kroczyłam w stronę hotelu, w którym się znajdowaliśmy. Nie mogłam przestać się uśmiechać. Weszłam do środka i rozebrałam się z kurtki, cieplutkiej czapki i rękawiczek oraz szalika. Choć słoneczko dawało dziś o sobie znak strasznie było zimno. Odpięłam zapięcie od moich kozaków i usiadłam na łóżku czekając na tatę. Punktualny jak zawsze Aleksander Pointner wszedł do mojego pokoju tuż po godzinie. Zdenerwowany kroczył po moim pokoju tam i z powrotem, a ja nie
wiedziałam o co mu w ogóle chodzi...
- Pakuj się - oznajmił nagle
- Co?
- Pakuj się - powtórzył - Wracasz do domu - dodał
- Tato żartujesz sobie prawda? - odparłam zła
- Nie, nie żartuje Diana - powiedział - Przyjechałaś tutaj ze mną na konkurs, a nie żeby całować się z Niemcem! - rzekł
- Jeszcze przed balem go lubiłeś - warknęłam
- Masz rację to było przed balem - odpowiedział.
Pokręciłam wściekło głową i rzuciłam walizkę na łóżko. Zaczęłam wrzucać do niej swoje rzeczy.
- Tak będzie najlepiej - rzekł w moją stronę - Paparazzi pewnie nakręciło wasz pocałunek, teraz będziemy mieć przekichane - powiedział - Wiesz co zrobiłaś!
- Nie, nie wiem! - wrzasnęłam - Co całowałam się z chłopakiem, którego kocham!
- Nie! - krzyknął - Zauroczyłaś się tylko - rzekł - Teraz wszyscy będą gadać, że przyjechałaś tutaj z nami tylko dlatego by szpiegować co robią Niemcy na treningach, jaki mają sprzęt wszystko!
- Nie wierzę - powiedziałam
- W co? - zapytał - W prawdę nie wierzysz Diana?
- Nie w to jak się zmieniłeś i to przez dwa dni - odparłam kończąc pakowanie swoich rzeczy.
- Bilet masz zabukowany, podasz kasjerce dowód to ci go da - odpowiedział
- Wiesz co? - spojrzałam na niego - Nienawidzę cię ! - krzyknęłam i wybiegłam z hotelu
Taksówka czekała już na mnie koło drzwi. Wsiadłam i z płaczem powiedziałam kierowcy gdzie ma jechać. Na lotnisku szybko przeszłam odprawę i po trzydziestu minutach odlatywałam już z powrotem do domu. Płakałam przez całą drogę, nie zdążyłam się nawet z nikim pożegnać. Lot dłużył mi się niezmiernie. Z każdą minutą chciałam być już coraz bardziej w domu, w swoim pokoju i móc wypłakać się na dobre. W końcu głos pilota uwolnił mnie od podróży oznajmiając, że lądujemy. Kolejna taksówka zawiozła mnie pod dom. Prze kluczyłam drzwi i rzucając moją walizkę na podłogę położyłam się na kanapie i płakałam. Na dworze momentalnie zerwała się wichura. Śnieg sypał jak oszalały, tworząc z wiatrem małą burzę śnieżną. Gdy delikatnie się uspokoiłam włączyłam telewizor....
Widok, który tam zobaczyłam... Nie mogłam w to uwierzyć...
- Gregor Schlierenzauer podczas swojego drugiego skoku miał bardzo groźny upadek. Momentalnie zabrano go do szpitala. Z tego co wiemy, jest w bardzo ciężkim stanie. Dobra zadecyduje o jego życiu. Jak na razie możemy trzymać kciuki by ten młody silny chłopak wyszedł z tego cało... - słowa prezenterki sprawiły, że poczułam się jakbym traciła wszystko.
Chwyciłam za telefon, wybierając numer do Morgiego, później Welliego, Stefana, Dietharta, Hayboecka, Koflera, Fetnera oraz taty. Ale żaden nie raczył odebrać. Chciałam jak najszybciej tam wrócić. Zadzwoniłam więc na lotnisko, lecz okazało się, że przez tą śnieżycę odwołali wszystkie loty, a drogi były całe zasypane śniegiem. Nie miałam jak się tam dostać.
- Cholera jasna! - wrzasnęłam przez płacz osuwając się na ziemie i wyjąc oraz modląc się, żeby tylko przeżył...

_______________________________________________________________________

Czekam na wasze młotki, łopaty, noże patelnie, widły, pistolety :D
Spodziewał się ktoś takiego obrotu spraw? :D
Za błędy przepraszam xd
Do następnego :D

poniedziałek, 24 lutego 2014

Dziewięć.

Dwa dni później...

- Małyszek! - zawołał radośnie Morgenstern ciągnąc mnie za sobą od samego pokoju. No tak uwielbialiśmy Adama był wspaniałym kumplem. Ale Thomas miał obsesję na jego punkcie. Adaś był pełnym radości chłopakiem, tak jak Morgi, razem tworzyli dość fajną a zarazem dziwną kompanię. Chłopak o mało nie wybuchł śmiechem gdy Morgenstern założył swoje pamiętne wąsy. Wszyscy dokładnie pamiętali tą chwilę. Każdy ze skoczków miał przyczepione sztuczne wąsy. Ale Thomi i Maciek Kot wyglądali w nich najlepiej.
- Morgi! Schlieri! - przywitał nas przyjacielsko - Dawno was nie widziałem - rzekł po chwili
- Trochę minęło - odparłem uśmiechając się do niego
- Trzeba kiedyś nadrobić - powiedział - Teraz jestem przelotnie, ale kiedyś, kto wie - poruszał śmiesznie brwiami i przeczesał palcami swojego wąsa.
Mało nie wybuchłem śmiechem... Mój przyjaciel, a zarazem współlokator powtarzał wszystko co robił Małysz. Adam spojrzał się na niego i całą trójką wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.
Z kim ja żyję - pomyślałem i uśmiechnąłem się do siebie
- Słyszałem, że macie dziś bal - uśmiechnął się - Dobra chłopaki widzę, że mnie wołają - oznajmił - Powodzenia i miłej zabawy. - pożegnał się i pobiegł w stronę samochodu
- Pozdrów Iwonkę od nas! - krzyknął Thomi.
- Dzięki! - zdążył odpowiedzieć i już po chwili go nie było.
Westchnąłem głośno na wieść, że dziś jest ten głupi bal, przed Igrzyskami. Nie chciałem na niego iść, w sumie mój przyjaciel też. Ale niestety nie miałem wyboru. Byliśmy zmuszeni by na niego iść. Wiedziałem jednak, że Thomas cieszy się z tego balu, bo w końcu będzie mógł sobie potańczyć. A znam tego chłopaka bardzo dobrze i wiem, że tańczyć to on uwielbia co na mężczyznę to bardzo dziwne. Rzadko spotyka się jakiś osobników tej samej płci, którzy uwielbiają tańczyć...
Diana na pewno pójdzie z Wellingerem, nad tym nawet nie trzeba było się zastanawiać. Stałem przy oknie wpatrując się jak przytula się do niego. Cały czas na jej twarzy gościł uśmiech. Byłem zazdrosny, coś w sercu mnie strasznie kuło. Dlaczego tak musiało być, dlaczego musiałem pozwolić mojemu sercu zakochać się w niej. Dlaczego pozwoliłem moim myślom by ona się do nich wkradła. Miałem odpuścić, więc muszę się tego trzymać. Bolało mnie to, nie chciałem, nie potrafiłem... ale ...
Gregor nie ma żadnego ale... - skarciłem się w myślach...
Czułem jak, no właśnie nie wiem jak się czułem. Jakbym był samotny? Jakbym stracił cały mój świat? Jakbym stracił najważniejszą kobietę? czy Jakbym stracił całe moje życie?. Nie potrafiłem sobie na to odpowiedzieć. Było to dla mnie za trudne, to że nie umiem zawalczyć. Bo być może nie chcę, albo cholernie chcę tylko wiem, że nie mam po co. Wiem, że przegram...
- Szykuj się Schlieri - powiedział Morgi, który już zawiązywał krawat - Pointner nas zabije jak się spóźnimy, żebyśmy nie zrobili jakiegoś gorszego wejścia bo przecież to my ~ Austria - rzekł cytując słowa trenera
- Idę - mruknąłem
Wziąłem porządny i szybki prysznic, który zmył wszystko z mojego ciała. Ubrałem się w garnitur i zacząłem zawiązywać buty.
- Nienawidzę Garniaków - rzekłem w stronę kumpla, który od dwudziestu minut siedział już wyszykowany i czekał na mnie
- Też nie, ale czasem trzeba - odpowiedział - I wyglądamy w nich bardzo seksownie - poruszał znacząco brwiami
- Mooorgi! - jęknąłem ze śmiechem
- No co? - wzruszył ramionami i ruszyliśmy w stronę sali bankietowej...
Ludzie dopiero zbierali się w środku, nie było żadnego skoczka oprócz nas.. No tak cały Morgenstern. Zawsze musiał być na czas, jak i spełniać polecenia trenera, ale bez przesady. Półtora godziny przed balem a my już siedzieliśmy i czekaliśmy aż się zacznie.
- Idę się przejść - zwróciłem się do blondyna
- Ale zaraz się zaczyna! - odparł
- Zaraz? - zapytałem retorycznie - Za półtora godziny Morgi - dodałem
Ruszyłem przed siebie nie zwracając uwagi na kolejne słowa przyjaciela, które były skierowane do mojej osoby. Założyłem na siebie kurtkę i poszedłem przed siebie. Nie wiedziałem, gdzie idę, wiedziałem tylko jedno...
Że życie nie ma najmniejszego sensu bez osoby, która będzie dawać ci szczęście i miłość, tak jaj ty jej...


- * * * -


Nie wierzę, że to tak szybko.. Andreas ten mój głupek nie powiedział mi, że owy bal ma odbyć się za dwa dni... Dowiedziałam się dopiero gdy wróciłam do hotelu od mojego taty. Konkurs nawet nieźle poszedł, chłopcy ładnie skakali a ja kibicowałam strasznie mojemu Andiemu. Odświeżona ubierałam się już w moją sukienkę. Pamiętam jak dostałam ją od mojego taty.. Jak to on powiedział na szczególną okazję.. A teraz taka była, zawsze brałam ją na jakiekolwiek wyjazdy.
- Wyglądasz cudnie! - pochwalił mnie tata, który wszedł do mojego pokoju
- Dziękuje tatusiu - przytuliłam go
- Wiesz, że jesteś podobna do mamy? - zapytał uśmiechając się do mnie
- Mama była o wiele piękniejsza - powiedziałam cichutko siadając delikatnie na łóżku
- Obie jesteście piękne - rzekł smutno - Znaczy się mama była, i na pewno nadal jest - dodał po chwili - Pójdę już - ucałował mnie w głowię i ruszył...
Po raz ostatni spojrzałam w lustro i ruszyłam ku drzwiom. Otworzyłam je, gdy Andreas właśnie miał zapukać. Widząc mnie usta otworzyły mu się szeroko, wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Dostrzegłam mały bukiecik kwiatów w jego ręce. Uśmiechnęłam się w jego stronę..
- Pp.. pięknie wyglądasz - rzekł - To dla ciebie - podał mi czerwone różyczki
- Dziękuje - ucałowałam go w policzek i chwyciłam kwiatki. Wzięłam szklankę, ponieważ nie miałam wazonu i wstawiłam je do wody. Zamknęłam pokój i chwyciłam jego dłoń. Andreas cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku, było mi miło, że mu się podobało. W końcu dotarliśmy na salę bankietową, pomału się zapełniała. Żony, narzeczone oraz dziewczyny skoczków specjalnie przyjechały na tą okazję. Szukałam wzrokiem chłopaków.. Zauważyłam Stefana, Thomasa, Michaela, pomachałam im radośnie na co ci odmachali. Nie mogłam nigdzie znaleźć Gregora ani Morgiego.
Może jeszcze nie przyszli - pomyślałam.
Wszyscy wyglądali cudownie, różnokolorowe sukienki dziewczyn świetnie pasowały z krawatami swoich mężczyzn. Chłopcy ubrani przeważnie w czarne garnitury oraz lakierki.
- Zatańczymy? - chłopak wyciągnął w moją stronę dłoń
- Pewnie! - uśmiechnęłam się
Kilka sekund później byliśmy jedną z par bujających się na parkiecie.. Wtedy zauważyłam jego.. Patrzył na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami. Patrzył? wpatrywał się we mnie jak w ósmy cud świata, jego oczy zdradzały ból, zazdrość. Czasem gdy siedziałam sama w pokoju chciałam aby przyszedł i spędził ze mną trochę czasu, żeby przytulił mnie... Wiedziałam jednak, że od tego mam Andreasa, na którym mi cholernie zależy. Chociaż zdaje mi się czasem, że jest inaczej. Tylko może nie chcę się do tego przyznać...
- Może chcesz coś do picia? - zapytał
- Nie dziękuje - uśmiechnęłam się do niego
Andreas cały czas trzymał mnie w uścisku. Jak na tak młodego chłopaka, tańczył nieziemsko....
- Panie i Panowie - usłyszałam w mikrofonie roześmiany głos Marinusa Krausa - Oto przed wami Morgenster dance! - zaśmiał się do nas i zaczął klaskać.
Nikt nie mógł powstrzymać śmiechu, Morgi wywijał na parkiecie jakby był naćpany, lecz nie był...
- MORGI MISTRZEM!!! - krzyknął mój tata klaszcząc wraz z Wernerem Schusterem
- No halo! przecież ja to wiem - odparł Thomas i wrócił do poprzedniej czynności.
Coś w środku podpowiadało mi, że te ostatnie trzy dni w Kulm nie będą wspaniałe. Czułam, że będzie to istne piekło...
Diana zdaje ci się...

_______________________________________________________________________

Zbliżamy się pomału ku końcowi hmmm? chyba tak...
Co powiecie na rozdział?
Czekam na wasze komentarze ;)
Za błędy przepraszam
Do następnego ♥

poniedziałek, 17 lutego 2014

Osiem.

Dla jednych to głupie zauroczenie, dla mnie całe życie. Miłość robi z człowiekiem co chce a później rani. Rani każdego, ale od środka. Bo największy ból czuje się właśnie tam - w sercu, które oddajemy drugiej osobie. Morgi ma rację, odpuszczam. Choć tego nie chcę, nie mam wyboru. Muszę uszanować tę decyzję mimo iż z ogromnym trudem. Musiałem oczyścić moje myśli z tego tematu, ponieważ miałem za kilka minut oddać skok.
Wyczekiwałem, razem z Morgim na skoki chłopaków. Nudziło mi się strasznie, chciałem skończyć wreszcie te kwalifikacje i wrócić do hotelu, by móc rozmyślać nad swoją decyzją, nad tym co jej powiem. W sumie już dość powiedziałem tamtego wieczoru. Tak powiedziałem jej, że jest najpiękniejsza i cholernie mi na niej zależy, ale nic to dla niej nie znaczyło. A wtedy posunąłem się kolejny krok do przodu.
W końcu zasiadłem na belce i ruszyłem. Wybiłem się z progu i wylądowałem nieźle bo na sto trzydziestym metrze. Jak na kwalifikacje dobrze mi poszło. Poszedłem się przebrać w normalne ubrania i ruszyłem do hotelu. Włożyłem tylko moje rzeczy do auta i powiedziałem, że się przejdę. Hotel mieliśmy kilometr od skoczni. A spacer dobrze mi zrobi. Na moje uszy założyłem słuchawki i poszedłem w stronę, naszego miejsca zamieszkania.
- Gregor! - usłyszałem głos Diany, gdy piosenka się skończyła
Dziewczyna biegła w moją stronę tak się rozpędzając, że prawie wywaliłaby się przede mną. Na szczęście zdążyłem złapać ją w pasie i postawić na nogi.
- Nic ci nie jest? - spytałem spoglądając na nią.
- Nie, dziękuje - uśmiechnęła się w moją stronę - Chciałam z tobą pogadać - powiedziała
- Słucham ? - odparłem ściągając słuchawki i wyłączając muzykę.
- Co znaczyły te twoje słowa? Wiesz jakie, dlaczego jestem dla ciebie ważna? - spojrzała na mnie
- Bo jesteś moją przyjaciółką - wysiliłem się na uśmiech.
- Jesteś wspaniały! - uśmiechnęła się i przytuliła się do mnie - Lecę, hej - pocałowała mnie w policzek i pobiegła do Wellingera, który szedł w naszą stronę. Starałem się nie patrzeć w ich stronę, lecz musiałem. Przechodząc obok nich zobaczyłem, jak przytula się do niego a ten szepcze jej coś do ucha. Poczułem ukłucie w sercu.
- Siema Schlieri! - Andreas posłał mi jeden z tych swoich głupich uśmiechów.
- Cześć - powiedziałem krótko i wróciłem do poprzedniej czynności jaką wykonywałem. Szedłem wprost pod hotel.
Muzyka w moich słuchawkach sprawiała, że zapomniałem o wszystkich. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Zabolało mnie to i to cholernie.
STOP! Schlierenzauer miałeś odpuścić!! - pomyślałem i głośno wypuściłem powietrze z moich płuc
Wszedłem do budynku i skierowałem się do pokoju, którego dzieliłem z Thomasem. Zdziwił mnie fakt, że blondyna nie było w pokoju... A on gdy tylko miał wolne nigdy z niego nie wychodził. Usiadłem na łóżku, a Morgi wpadł do pokoju jak poparzony.
- Schlieri! - powiedział zdyszany - Wiesz, kto przyjechał na konkurs? - zapytał
- Morgi - zaśmiałem się - Nie, nie wiem, ale ty na pewno mi powiesz - powiedziałem.
- Małyszek! - rzekł dumnie..
- Serio? - zapytałem radośnie - Najlepiej!
- Mam plan... - powiedział tajemniczo jakby z jakiegoś filmu.
Morgenstern porozrzucał wszystkie rzeczy ze swojej walizki, by znaleźć dwie malutkie rzeczy, które zawsze z nim jeździły. Jedyna pamiątka...
Już wiem, że będzie ostro...


- * * * -


Po co to zrobiłam? Sama nie wiem. Widziałam, że kłamał, zawsze świeciły mu się wtedy oczy i ręce mu drżały. Dlaczego mnie okłamał? również nie wiem, nawet niczego nie umiem się dowiedzieć. A może jednak nie chce. Spędziłam z Andreasem dwie godziny, znów zabrał mnie na skocznie. Pokochałam ten cudowny widok z belki. Siedziałam teraz w swoim pokoju, i zastanawiałam się nad tą sprawą.
Moje myśli wciąż krążyły wokół niego. Cały czas siedział mi w głowie. Ta cholerna noc sprawiła, że wszystko się pozmieniało. Dziwnie mi się z nim rozmawia, czuje w jego głosie coś, czego nie umiem opisać. Zraniłam go moimi słowami, wiem i żałuje, ale taka była prawda. Kochałam Wellingera, tak przecież było nie musiałam się nad tym zastanawiać. Byłam słabą dziewczyną, nie wytrzymałam. Kilka łez poleciało po moich policzkach. Nie miałam wpływu na to...
- Kochanie dlaczego płaczesz? - spojrzałam w stronę drzwi, nawet nie wiedziałam kiedy wszedł.
- Nie ważne tato, chwila słabości - odpowiedziałam
- Wiesz, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć - usiadł na brzegu łóżka - Wiem, że lepiej byłoby ci rozmawiać z kobietą, możesz zadzwonić do babci ona ci pomoże - chwycił moją rękę i uśmiechnął się
- Nic takiego naprawdę tatusiu - uśmiechnęłam się - Co cię do mnie sprowadza? - zapytałam
- Przyszedłem odwiedzić moją ukochaną córeczkę, sprawdzić co robi - zaśmiał się - Dawno nie rozmawialiśmy - dodał po chwili
- Wiem, trochę czasu minęło od kiedy ostatnio spędzaliśmy czas razem - odparłam
- Co powiesz na mały wypad do kawiarni na ciacho i czekoladę? Jak za dawnych czasów?
- Z tobą zawsze tato - uśmiechnęłam się.
- Dobra to zbieraj się, czekam na ciebie na dole - oznajmił i wyszedł..
Szybciutko poszłam się przebrać. Założyłam ciemne rurki, ulubiony sweterek od taty. Wsunęłam buty na nogi i założyłam kurtkę, na którą później jeszcze założyłam szalik. Tata już na mnie czekał, uśmiechnęłam się i ruszyliśmy. Szczerze mówiąc brakowało mi tego. Dawno nie byliśmy nigdzie razem, a kochałam spędzać czas z tatą. Nasze kontakty wtedy stawały się jeszcze lepsze. Byliśmy tacy, że nie bałam się opowiadać mu o swoich problemach, czy chłopakach, lecz tą sprawę wolałam zatrzymać dla siebie mimo wszystkiego...
Przesiedzieliśmy w kawiarni trzy godziny zjadając przy tym po dwa kawałki ciasta cytrynowego i trzy kubki gorącej czekolady. Już się obawiałam, Gdzie mi to wszystko pójdzie... W drodze powrotnej spotkaliśmy
Andreasa, który widocznie na mnie czekał.
- To ja nie przeszkadzam - szepnął mi na ucho
- Tato... - jęknęłam śmiejąc się cichutko
- Dobry wieczór! - Welli pomachał mojemu tacie
- Witam! - odpowiedział mój ojciec i zniknął za drzwiami budynku.
Podeszłam do niego i kolejny raz tego dnia wtuliłam się w jego chudziutkie i umięśnione ciało.
- Diana, nie będę owijał w bawełnę - powiedział wprost, a ja wpatrywałam się w jego niebieskie tęczówki, które za każdym razem tak cholernie mnie hipnotyzowały.. - Niedługo jest bal przed igrzyskami, i chciałem zapytać, czy nie poszłabyś ze mną - uśmiechnął się tak słodko jak zawsze.
- Jasne, że tak! - odwzajemniłam gest - Dziękuje, że mnie zaprosiłeś - ucałowałam go w policzek.
- Ja dziękuje, że się zgodziłaś - odpowiedział - Idziemy? widzę, że ci zimno - rzekł obejmując mnie w pasie
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Miło, że mnie zaprosił...

_________________________________________________________________________

Ble, ble, ble, ble... Jakie to głupie ;/
Przepraszam za to coś ohydnego do góry ...
Do następnego ;*
Zapraszam was na bloga przyjaciółki <3
http://dortmundstory.blogspot.com/
I na swój nowy <3
http://andi-wellinger-story.blogspot.com/

środa, 12 lutego 2014

Siedem.

Obudziłem się obejmując jej nagie ciało, czułem to ciepło, które od niej biło. Poczułem się szczęśliwy, odgarnąłem włosy, które spadały jej na twarz, uśmiechnęła się przez sen. Chwyciłem na moje bokserki, które leżały obok łóżka i ubrałem je. Wyszedłem z pokoju poszukując moich spodni. Gdy je znalazłem założyłem je i zszedłem na dół by zrobić śniadanie dla nas. Myślałem, że tak już będzie zawsze, że zawsze będę budził się obok niej. Byłbym najszczęśliwszym chłopakiem na całej ziemi. Pokroiłem pomidory i wrzuciłem je na patelnię. Chwilę podsmarzyłem i dodałem jajka. W całej kuchni roznosił się zapach świeżo zaparzonej kawy wraz z zapachem jajecznicy. Uszykowałem stół, położyłem talerze i sztućce. Po chwili
usłyszałem kroki po schodach. Doskonale wiedziałem, że to Diana. A kto by inny jak jesteśmy sami?
- Hej! - uśmiechnąłem się - Siadaj zrobiłem śniadanie - odsunąłem jej kulturalnie krzesło.
- Dzięki - westchnęła zajadając smacznie, uśmiechałem się cały czas w jej stronę - Gregor musimy pogadać - spojrzała na mnie odkładając widelec.
- Słucham? - odparłem spoglądając na nią
- To co się wydarzyło wczoraj.. - przerwała - To nie powinno się zdarzyć. Nie wiem czy to była chwila słabości czy coś innego. - westchnęła - Zapomnijmy o tym, ja... ja kocham Andiego. Ty kochasz inną... - dodała po chwili - Niech będzie tak jak było przed tym dobrze? - spytała
- Tak po prostu mam o tym zapomnieć. Bez żadnych...
- Tak będzie najlepiej - przerwała mi 
- Jasne - odpowiedziałem - Fajnie - dodałem po chwili - Nie jestem już głodny, pójdę już - rzekłem wstając od stołu.
Założyłem z powrotem koszulkę która leżała na kanapie i założyłem mokrą jeszcze kurtkę. Wyszedłem z jej domu i trzasnąłem drzwiami. Fajnie dla niej to nic nie znaczyło, a dla mnie bardzo, cholernie bardzo. Nie kocham innej, kocham tylko ją..
Byłem wściekły, złość rozpierała mnie od środka, kopnąłem w zaspę stojącą naprzeciwko mnie z całej siły. Czułem się podle, mogła nie dawać mi znaku. Była to najwspanialsza noc w moim życiu. Ja tego nie żałowałem, z pewnością nie, ale Diana owszem. Dlaczego? Bo ona nie widzi nikogo, widzi tylko Wellingera. Jest skupiona tylko na nim i nie zauważa, że komuś innemu cholernie na niej zależy.
Wszedłem do domu i kolejny raz tego dnia trzasnąłem mocno drzwiami. Nie umiałem się uspokoić. Usiadłem na kanapie i nerwowo bawiłem się palcami. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, co myśleć kompletnie nic. Wziąłem walizkę i zacząłem pakować do niej swoje rzeczy, te najpotrzebniejsze. Wrzuciłem ją na tylne siedzenia w moim aucie i ruszyłem. Musiałem pogadać z Morgim, tylko on wiedział co czuję do córki trenera. Moje czarne BMW sunęło po ulicach zaśnieżonego Innsbrucku. Thomas akurat przebywał u siebie na końcach miasta. Godzinkę później dotarłem pod dom mojego przyjaciela. Bawił się akurat z małą Lily. Zrobiło mi się go szkoda, powinien mieć kobietę, która będzie go kochać co na razie jest sam. W sumie obydwaj jesteśmy sami, lecz on ma Lily. Moją ukochaną chrześnicę.. Zaparkowałem samochód i wysiadłem.
Mała ucieszyła się na mój widok, tak jak Morgi. Uśmiechnąłem się i wziąłem maleńką na ręce. Była taka wspaniała...
- Cześć stary! - westchnąłem podając mu dłoń - Hej żabko! - powiedziałem do małej cały czas mając ją na dłoniach.
- Siema Schlieri - uśmiechnął się - Przerwało nam wczoraj przez tą burzę - rzekł
- W sumie tak...
- Co jest stary? - zapytał
- Pogadamy wieczorem? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie - I czy mogę zostać u ciebie? - dodałem wysilając się na mały uśmiech w stronę kumpla. Nie umiałem się uśmiechać po tym co zaszło rano..
- Pewnie, że tak. Lily się ucieszy co nie żabko ? - spojrzał na córeczkę a ta tylko zaczęła wymachiwać swoimi rączkami 
Thomas wziął moją walizkę, która została i razem skierowaliśmy się do środka, na dworze robiło się coraz zimniej. Siedzieliśmy wspólnie w salonie, bawiłem się z moją kochaną księżniczką, a Morgi rozmawiał z Katie, za tydzień zaczynały się ponownie konkursy więc jego była musiała zająć się ich córką. 
Wieczór szybko się objawiał. Dwór z każdą minutą robił się coraz ciemniejszy, termometr pomalutku spadał w dół. Pojawiały się gwiazdy na niebie, nawet księżyc, który czasem robi figle i w ogóle go nie widać. Mała Lily wpatrywała się w gwiazdy trzymając rączkę na moim ramieniu. Uwielbiałem trzymać tego brzdąca na rękach. 
- Księżniczko, czas spać - oznajmił Morgi idąc w naszą stronę - Jak na ciebie to dawno być już spała, tylko wiem że nie chcesz bo wujek Gregor przyjechał do ciebie - zaśmiał się, gdy przekazałem mu ją 
- Zrobię kolację dla nas - uśmiechnąłem się. - Zupki dla małej tam, gdzie zawsze? - zapytałem 
- Jasne - odparł wchodząc po schodach.
Przygotowałem dla małej jej ukochaną brzoskwiniową zupkę. Ona ją kochała. Przygotowałem dla nas kanapki i wszystko położyłem na stół. Chwilę później blondyn schodził już z Lily, która ubrana była w różową piżamkę z żyrafą. Założył jej śliniaczek i usadził na krzesełku.
- Leci samolocik do Lilci - wirował łyżeczką w powietrzu - Moja kochana - pogłaskał ją po główce, gdy ta zajadała smacznie...
Patrząc tak na nich, zrozumiałem, że z każdym dniem robię się coraz starszy, a Diana się oddala. Pragnąłem z nią być i założyć rodzinę, ale ona wolała Wellingera a to najbardziej bolało.
Godzinę później siedziałem już razem z Thomasem ponownie na kanapie z lampką wina w ręce. Spoglądałem tępo w ścianę, ta cisza która tam panowała pasowała mi, lecz coraz bardziej też dobijała.
- Przespałem się z nią - wypaliłem nagle, a oczy Morgiego o mało nie wyleciały z orbit. - Ja tego nie żałuje, ale ona tak... - westchnąłem - Kocha Andreasa, dziś mi to powiedziała, prosto w twarz. Powiedziała, że kocha go, a ja inną i żebyśmy o tym zapomnieli - dodałem smutno - Ale ja nie chce zapominać...
- Ale jak to przespałeś się z nią? - odpowiedział zdziwiony
- Wczoraj podczas burzy napisała mi, że się boi. A ja pobiegłem do niej, nie umiałbym siedzieć w świadomości, że ona siedzi tam sama i się boi. No i tak się jakoś potoczyło... - odparłem
- No i dla ciebie to coś znaczyło, a dla niej nie? - rzekł
- Dokładnie tak - westchnąłem.
- Nie lepiej odpuścić? nie chcę cię urazić ani nic...
- Nie urazisz spokojnie - uśmiechnąłem się do niego.
- Lepiej by ci było odpuścić. Znajdziesz lepszą Schlieri. Pokochasz ją tak samo jak Dianę. A ona będzie szczęśliwa z Wellingerem. - spojrzał na mnie
- Tylko, że ja nie umiem od tak odpuścić - pstryknąłem palcami - A wiadomość, że z nim właśnie będzie szczęśliwa mnie dobija...
- Sam nie jestem dobry w te sprawy - westchnął - Więc nie wiem jak ci pomóc, przepraszam - powiedział i poszedł.
Siedziałem jeszcze chwilę w ciszy i dokończyłem wino do końca. Gorący prysznic sprawił, że choć na chwilę zapomniałem o dzisiejszym dniu. Położyłem się od łóżka i chwyciłem telefon do ręki. Miałem trzydzieści pięć nieodebranych telefonów od Diany. I z dziesięć smsów.

Od: Dianka ♥ :D

Schlieri do cholery odbierz ten zasrany telefon. 
W domu cię nie ma, gdzie ty jesteś? ;/

Wciskałem na ekranie po kolei literki i układałem je w jedną całość, którą po chwili usuwałem. W końcu napisałem jej krótką odpowiedź. Znając ją była na mnie wkurzona

Do: Dianka ♥ :D

Sory, ale nie miałem czasu odebrać, byłem zajęty.
Jestem u Morgiego, Dobranoc...


- * * * -


Tydzień później...

Przez te siedem dni nie miałam kontaktu z żadnym ze skoczków oprócz Andreasa. Morgi powiadomił mnie przez smsa, że nie będzie miał dostępu do telefonu tak jak i Schlieri. Siedziałam właśnie w samolocie, który zabierał nas do Kulm. Ludzie z Austriackiego Związku Narciarskiego nieźle nas zaskoczyli wypożyczając dla nas samolot. W którym oblatywaliśmy wszystkie miejscowości by zabrać po kolei każdego ze skoczków. Siedziałam z nogami na drugim siedzeniu przyglądając się zdjęciu, które zrobiłam Gregorowi podczas naszej
wspólnej nocy. Jeszcze wtedy nie spał. Powiedział mi coś, o czego zrobiło mi się strasznie miło. 
- Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie - echo w mojej głowie roznosiło się coraz bardziej - Cholernie mi na tobie zależy...
Spojrzałam przez okno, niebo było piękne, a ja coraz bardziej ściskałam ten telefon w dłoni. Z moich słuchawek płynęła muzyka. Starałam się o nim nie myśleć, ale od tamtego wydarzenia nie potrafię przestać. Kocham Wellingera i niech tak już zostanie.. On jest dla mnie najważniejszy i zawsze tak będzie. Widziałam, że Schlieri drze zdjęcie pewnej kobiety, co oznaczało że kocha ją lecz nie może z nią być.
- Hej Dianka! - usłyszałam uśmiechnięty głos Krafta, gdy piosenka się skończyła
- Cześć, cześć - wysiliłam się na uśmiech. - Siemka Manuel! - pomachałam mu
- Cześć kochana! - odwzajemnił mój gest uśmiechając się jak zawsze od ucha do ucha. - Teraz po kogo?
- Diethart, Hayboeck, Loitz i Fetner - odparł mój ojciec - Na koniec zostaje Schlieri i Morgi.
- Przecież ja tutaj jestem trenerze! - "oburzył" się Fetner z uśmiechem
Wróciłam do mojej poprzedniej czynności, lecz postanowiłam się przespać. Obudziłam się dopiero gdy dolatywaliśmy do Kulm. Spojrzałam na siedzenia obok wszyscy już byli. Gregor siedział zamyślony i spoglądał przez okno na widoki z góry. Nie wiedziałam znów jak z nim rozmawiać, ale obiecał, że będzie jak zawsze..
Godzina dziewiętnasta pięćdziesiąt trzy, dokładnie o tej godzinie byliśmy już na płycie lotniska.
- Diana! - usłyszałam głos Wellingera, który biegł w moją stronę.
Po chwili zawiesiłam się na jego szyi i wirowałam wokół własnej osi. Tęskniłam za nim cholernie. Spojrzałam ukradkiem na Schlierenzauera, który nie zwracał na to większej uwagi. Chyba zraniłam go tym co powiedziałam tego ranka. 
- Tęskniłam - przytuliłam się do niego
- Ja też - ucałował mnie w głowę - Czekałem tutaj na ciebie, i nie zamierzałem iść mimo, że minęło kilka godzin - zaśmiał się
- Głupku! - uśmiechnęłam się
W końcu mogliśmy ruszyć do hotelu, zabraliśmy Andiego i pojechaliśmy. Zajęło nam to kilka minut.
Pożegnałam się z nim i ruszyliśmy w osobne strony do pokoi. W końcu miałam go przy sobie. 
Strasznie za nim tęskniłam... 
Bo przecież tęskniłam tak? 
Gregor nie pomieszał moich uczuć co do Wellingera?
Nadal go kochałam?
A Schlierenzauer był tylko kumplem?

_________________________________________________________________________

Obiecałam to jest :D
Czekam na wasze opinie :D
Znając mnie to będzie jakiś błąd ;D nie wiem czemu mi się tak ostatnio zdarza tyle błędów robić ;/
A więc za błędy przepraszam :D
A i Klaudia pytałaś się o tą bluzę, gdzie można ją dostać
A więc zostawiam ci link :D

środa, 5 lutego 2014

Sześć.

Minęło już kilka dni.. Gregor nadal nie powiedział do mnie ani słowa... A ja? próbowałam, lecz wszystko na nic. Tak cholernie za nim tęskniłam, że co wieczór siedziałam na łóżku, wpatrując się w jego zdjęcie, które od pewnego czasu zdobiło moje szafkę nocną.. Teraz mieliśmy przerwę świąteczną, więc starałam się o niej nie myśleć, lecz nie potrafiłam. Każdą moją myśl skradał on, pan Schlierenzauer wraz z panem Wellingerem. 
Wzięłam do dłoni moją wspaniałą kamerę i zaczęłam oglądać jej zawartość. Stare dobre czasy można powiedzieć.
- Morgi, Morgi sialala - zaczął nucić Gregor jedząc czekoladkę.
- Ja mam lepsze - odparł blondyn kończąc jedzenie - Schlieri, Schlieri lady! - zanucił śmiejąc się z miny Schlieriego. 
- Diana chcesz, masz, masz! - rzekł do kamery Gregor. - Haa nie dostaniesz ona jest moja - dodał, jedząc ją ze smakiem. - Patrz jak sobie słodko śpisz - zaśmiali się
Na mojej twarzy uśmiech również się pojawił. Kochałam takie pamiątkowe filmiki a zwłaszcza z nimi. Chciałabym, żeby było jak dawniej. Gdy byliśmy we trójkę, wszyscy razem, a nie tak jak teraz. Teraz istnieje Gregor i Thomas, Ja i Thomas i Andreas i Ja. Nie ma już nas. Dzielimy się na grupy...
- Diana chodź na obiad - zawołała moja kochana babcia, która niedawno do nas przyjechała
- Idę - odparłam wyłączając mój kochany sprzęt...
Zamknęłam drzwi do królestwa, w którym żyłam od dziecka i szybko zbiegłam ze schodów co skończyło się reprymendom ze strony babci oraz taty. Westchnęłam cicho i zasiadłam z nimi do stołu. Babcia zawsze wiedziała co było najlepsze. Pierogi z serem to było coś czego potrzebowałam. 
- Smakuje ci? - upewniła się
- Tak, tak - posłałam jej uśmiech
- To dlaczego nie jesz? - zdziwił się tata
- Nie jestem zbyt głodna - odpowiedziałam - Pójdę się przejść - ucałowałam obydwu w policzek i poszłam się cieplutko ubrać.
Założyłam mój ciepły, niebieski płaszczyk oraz rękawiczki. Wyszłam z domu, i chodziłam sobie po uliczkach mojego rodzinnego Innsbrucku. Moje kochane miejsce, mały pomost na obrzeżach tego miasta. Kochałam to miejsce, uwielbiałam tutaj przebywać...
Dochodziłam właśnie na miejsce, nikogo nie było oprócz jednej osoby, chłopaka o ciemnych włosach. Wszędzie rozpoznałabym tą sylwetkę i sposób stania. Dlaczego on tutaj był?. Podeszłam do końca barierki, moje obcasy dawno dały o sobie znać, lecz nie odwrócił się. Stanęłam obok niego, spojrzałam w dal chwytając się barierki...
- Hej - powiedziałam najciszej jak się dało..
- Cześć - odpowiedział tym swoim głosem. Ciepłym i czułym, jego echo roznosiło się w moich uszach, serce zaczęło szybciej bić. Dziękuje...
- Często tu przychodzisz? - spytałam delikatnie unosząc kąciki swoich ust do góry.
- Jak jestem w domu, to aż za często - odparł, posyłając mi uśmiech ten jego numer jeden. - Diana, przepraszam cię za wszystko, nie wiem co mi się stało - zaczął - Znaczy wiem, ale nie mogę powiedzieć - dodał po krótkiej chwili..
- Nie gniewam się przecież - odpowiedziałam, podchodząc do niego bliżej i przytulając się. 
Brakowało mi tego, tak cholernie mocno. W końcu mam to jak dawniej, jeszcze bardziej wtuliłam się w jego umięśnione ciało. 
- Będzie tak jak zawsze? - zapytałam spoglądając w jego czekoladowe oczy.
- Będzie - odparł nadal nie puszczając mnie z uścisku - A jak ci z Andreasem ? - wypowiadając te słowa, zacisnął zęby. 
- Nie jestem z nim, ale wszystko idzie ku dobremu - rzekłam z lekkim uśmiechem na twarzy...
- Wiesz kochana, muszę już lecieć - powiedział udając, że dostaje smsa - Do zobaczenia za tydzień, może spotkamy się jeszcze w między czasie - ucałował mnie w policzek.
Obserwowałam go, odprowadzałam go wzrokiem. Westchnęłam cichutko i odwróciłam się z powrotem w stronę jeziorka...


- * * * -


Spotkałem ją, w końcu, nie mogłem się doczekać aż ją ujrzę. Tęskniłem za nią i to cholernie mimo tego, że nie odzywałem się od dłuższego czasu do niej. Musiałem to zmienić i w tamtej chwili właśnie to zrobiłem. Brakowało mi jej i to strasznie, więc postanowiłem ją przeprosić. Mogąc ją przytulić, wiedziałem że w moich dłoniach mam cały swój świat. Niestety, woli Wellingera, a ja nie mogę stań jej na drodze do szczęścia. Muszę uszanować jej decyzję...
- Hej Morgi - powiedziałem po naciśnięciu już zielonej słuchawki
- No siema pacanie - odparł - Pogadałeś już z Dianą? - zapytał
Wiedziałem, że podstawowe jego pytanie będzie właśnie takie, ale przynajmniej wiem, że mam wspaniałego przyjaciela...
- Owszem - odparłem kiwając głową razem z odpowiedzią 
- Znając życie znów szczerzysz się do ściany i kiwasz głową - zaśmiał się - Znam cię za bardzo Schlieri
- To się ciesz, że mnie znasz - powiedziałem teatralnie i zaśmiałem się...
Lubiłem spędzać czas z Morgim, nie ważne czy przez telefon, skype czy realnie. Ten człowiek był moim mistrzem. Zawsze chciałem go poznać a teraz jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, wpieramy się wzajemnie... 
Moją ścianę od lat zdobią nasze wspólne zdjęcia z konkursów i nie tylko. Jest tam też fotografia pewnej dziewczyny. Mojej ukochanej Diany w rozmiarze kartki od bloku. A wokół niej zdjęcia z moimi przyjaciółmi. Kocham tą ścianę...
- Halo Schlieri ? - przypomniał o sobie Morgi - Jesteś tam?
- Jestem, jestem blondyno - uśmiechnąłem się.
I nagle nasze połączenie szlag trafił. Spojrzałem za okno a tam burza, tak cholerna i ogromna. Sam się przestraszyłem...
Lecz serce podpowiadało mi, że jest coś nie tak, tylko co...
Mój telefon za wibrował, pojawiła się jedna kreska, przez którą mogłem dostać smsa. 
Od: Diana ♥
Cholerna burza, boję się a taty i babci nie ma w domu, pojechali do niej ;c . Co robisz? ;)
Nie zastanawiałem się dłużej, zostawiłem wszystkie metalowe rzeczy w domu, by nie dostać z pioruna. Wybiegłem z domu i kierowałem się do niej, gdy kobieta mojego życia się boi będę ją chronił. Biegłem ile tylko sił w nogach, dobrze, że nie mieszkała daleko ode mnie. Po dwóch minutach byłem już u niej. Zapukałem głośno do drzwi po chwili otwarła mi, ze świeczką w dłoni...
- Schlieri ? - zdziwiła się - Wchodź ! - wpuściła mnie do środka. 
Można powiedzieć, że w mieszkaniu panowała romantyczna atmosfera. Nie było prądu, więc w całym mieszkaniu zostały porozstawiane przez blondynkę świeczki.
- Człowieku zdurniałeś? - podniosła głos - Jest zimno, ulewa!. Mogłeś dostać z pioruna!
- Napisałaś mi, że się boisz więc...
- Więc jesteś? - powiedziała łagodnie
- Tak - odparłem.
Diana wtuliła sie w moje ciało, poczułem jak ogarnia je ciepło. Ciepło, które potrzebowałem. Spojrzałem jej w oczy, były piękne, choć przepełnione strachem. Połyskiwały w świetle świec, ogarnąłem dłonią włosy, które spadały jej na twarz. Zbliżyłem się, i delikatnie musnąłem jej usta. Nie protestowała, więc pocałowałem ją bardziej namiętnie. Pomału ściągała moje ubrania, które lądowały na podłodze, nie byłem jej dłużny...
- A twój tata? twoja babcia? - zapytałem
- Wrócą za dwa dni, pojechali do cioci - odparła.
Kontynuowaliśmy naszą czynność, kierując się do sypialni, położyłem ją na łóżko i spoglądałem na nią. Nie wiem, czy będzie to największy błąd mojego życia...

__________________________________________________________________

Hej, hej :) . Jakie wrażenia po rozdziale ? :D Mi się nie podoba, ale tak jest zawsze xdd
Za błędy przepraszam :D
Co powiecie na taką bluzę ? <3 Liczę na szczere opinie bo niedługo będzie moja :D
Lubię przekazywać ludziom, dużo motywacji.
Bo bez naszego działania nic nie da się osiągnąć! :)
Trzymajcie się ciepło i do następnego ♥