wtorek, 29 kwietnia 2014

Dziewiętnaście.

Mimo że słońce może być zmyte przez morze,
A stare zatraci się w nowym,                
Czwórka nigdy nie będzie czekać na trójkę, 
Tak jak trójka nigdy nie czekała na dwójkę   
I mimo że nie będziesz na mnie czekać, 
Ja poczekam na ciebie.. 
Nawet jeśli miałabym czekać wieczność ♥



Czas leciał niezmiernie szybciutko. Nieprzespane noce, bóle kręgosłupa nawiedzały mnie coraz częściej. Tata wraz z chłopakami opiekowali się mną jak jakimś bardzo cennym przedmiotem. Cieszyłam się, że miałam tak wspaniałych ludzi przy sobie, byłam im bardzo wdzięczna, bardzo, bardzo, ale czasem naprawdę miałam dość tej nadopiekuńczości. Siedziałam sobie właśnie w pokoju i z uśmiechem na twarzy spoglądałam przez okno popijając herbatę. Pogładziłam swój brzuch i uśmiechnęłam się na samą myśl o Julci.
- Jak córeczko jesteś już spakowana? - zapytał ojciec wchodząc do pokoju ze swoim uśmiechem na twarzy.
- W połowie - odwzajemniłam gest - Zrobiłam sobie małą przerwę - dodałam
- Boisz się? - usiadł na końcu łóżka i spojrzał na mnie
- Nie wiem, ale raczej nie - odparłam - Bardziej się cieszę...
- Ja się boję jak cholera - rzekł
- Przecież to ja będę rodzić tato - zaśmiałam się - Nie masz co się bać, tylko cieszyć się, że twoja wnuczka będzie już na świecie - powiedziałam
- Cieszę się i to bardzo - uśmiech po raz kolejny wkradł się na jego twarz. Wiedziałam, że jest szczęśliwy z tego, że będzie dziadkiem. Chyba właśnie czekał z niecierpliwością na ten dzień, aż w końcu będzie trzymał małą na rękach. Cieszyłam się, że zaakceptował to, że byłam w ciąży. Martwił się o mnie i wspierał. Wiedział, że ta ciąża była dla mnie najlepszym co mnie w życiu spotkało.
- Kocham cię tato - przytuliłam się do niego
- Ja ciebie też córciu - ucałował mnie w głowę - Pójdę już, dokończ pakowanie i połóż się - rzekł - Pewnie jesteś zmęczona, odpocznij przed tym ważnym dniem - uśmiechnął się
- Dobrze - odparłam - Dobranoc - odwzajemniłam jego gest
Tata wyszedł a ja dokończyłam swoją herbatę i wzięłam się za pakowanie reszty rzeczy. Nie mogłam uwierzyć, że to już jutro. Gdy skończyłam w końcu pakowanie, wzięłam długą kąpiel, po której plecy troszkę mniej mnie bolały.
Ułożyłam się wygodnie w łóżku, poprawiając wcześniej poduszkę. Podniosłam delikatnie koszulkę ku górze i spojrzałam kolejny raz na swój brzuch głaszcząc go delikatnie.
- Julka nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa - uśmiechnęłam się sama do siebie - Tak bardzo cię kocham wiesz kruszynko - swój wzrok skierowałam na zdjęcie Gregora zdobiące moją szafkę. Tak cholernie mi go brakowało, tak strasznie chciałam mieć go teraz przy sobie by móc pocałować go w jego miękkie i ciepłe usta a zarazem przytulić się do niego, lecz niestety to niemożliwe. Gregor nadal śpi, choć lekarze dwa dni temu podjęli próbę wybudzania. Nie reagował na nic. - I twojego tatusia też - dodałam po chwili roniąc jedną samotną łzę.
W nocy nie mogłam spać, wierciłam się z jednej strony na drugą. Brzuch strasznie mnie bolał. I wiedziałam, że nadszedł moment.
- Tato!! - krzyknęłam po chwili zwijałam się z bólu, ponieważ mocny skurcz przeszedł moje ciało.
- Dianka boże co się stało? - ojciec wpadł do pokoju cały w nerwach.
- Julce spieszy się już na świat - uśmiechnęłam się.
Mina mojego taty zdradzała wszystko, od przerażenia po radość. Szybko zadzwonił po Thomasa, sam nie mógł jechać ponieważ wieczorem wypił wino razem z sąsiadami. Blondyn momentalnie znalazł się w naszym domu. Zostawił Lily pod opieką ojca a mnie zabrał do samochodu...
Minuty mijały bardzo powoli, a Morgi bardzo szybko jechał w stronę szpitala.
- Zaraz będziemy - powiedział przerażony - Wdech, wydech, wdech, wydech - demonstrował mi na co ja przewróciłam oczami.
- Zachowujesz się, jakbyś ty rodził - zaśmiałam się
- Dziewczyno ja przeżywam razem z tobą - jęknął.
Jedna minuta, druga, trzecia, czwarta, piąta... w końcu naszym oczom ukazał się ogromny budynek szpitala. Pielęgniarki czekały już z wózkiem przed wejściem, widocznie tata poinformował ich, że zaraz przyjedziemy. Thomas wziął mnie na ręce i szybko zaniósł na pojazd.
- Który to tydzień? - zapytała jedna z nich
- Trzydziesty dziewiąty - odpowiedziałam szybko bo łapał mnie kolejny skurcz.
 Później zajęły się mną pielęgniarki oraz lekarz...
Ból był niemiłosierny, ale nie poddawałam się. Mijały godziny a moja Julka była coraz bliżej wyjścia na ten świat...


- * * * -


W tym samym czasie, nie wiedział co się dzieje, gdzie był i jak długo tutaj się znajdował. Głowa strasznie go bolała a powieki były tak ciężkie, że ledwo co mógł je podnieść. Od razu po otworzeniu oczu jasność lamp oślepiła go. Zamrugał szybko kilka razy by przyzwyczaić swoje oczy do światła jakie tam panowało. Rozejrzał się dookoła i już wiedział gdzie jest. Był w szpitalu, dlaczego również wiedział tamten upadek pamiętał doskonale. Pocałunek Diany i Wellingera na telebimie, rozkojarzenie podczas lotu, mocny wiatr i zderzenie z zeskokiem. Usłyszał trzaśnięcie drzwi a zaraz ujrzał kilku mężczyzn oraz kobietę w białych kitlach
- Witamy panie Gregorze w świecie żywych - uśmiechnął się jeden z nich - Jak się pan czuje? - zapytał - Coś panu dolega?
- Głowa mnie boli - odparł spoglądając na nich.
- Zaraz wyślemy pielęgniarkę, by podała panu coś przeciwbólowego. A teraz pana zbadamy - uśmiechnął się.
Jeden z nich zaczął go dokładnie badać. Sprawdzał jego oczy, brzuch i inne. Gdy już skończył spojrzał na niego i lekko się uśmiechnął.
- Jednak dobrze, że trzymaliśmy pana w śpiączce, wszystkie kości ładnie się zrosły, nie ma żadnych niepokojących objawów - powiedział.
- Śpiączka? - zdziwił się
- Tak, musieliśmy pana w niej trzymać, ponieważ pana obrażenia po upadku były bardzo poważne - odparł
- Ile spałem? - zapytał spoglądając na nich, obserwował każdego bardzo dokładnie. Dopiero teraz zauważył, że wśród nich jest tylko jedna kobieta i czytając jej imię i nazwisko na plakietce skojarzył ją, ale nie miał pojęcia skąd. Jakiś głos opowiadał mu o niej...
- Prawie dziesięć miesięcy - odparł
- Który dzisiaj mamy? - zapytał po raz kolejny - I która godzina?
- Siódmy września - uśmiechnął się - A godzinę dokładnie piątą pięćdziesiąt nad ranem - rzekł - Jest bardzo wcześnie, niech pan jeszcze się prześpi, resztę badań zrobimy jutro..
- Dobrze - odpowiedział.
Gdy lekarze wyszli a pielęgniarka podłączyła mu lek na głowę w kroplówce analizował wszystkie informacje. Co się działo z Dianą, Morgim i chłopakami przez te miesiące. Dianka... najbardziej zastanawiała go ona. Czy jest dalej z Andreasem? Czy jednak może znalazła sobie innego chłopaka? czy może jednak ma już męża? a może tym mężem jest Welli?...
Te pytania dręczyły go bardzo długo, ale w końcu udało mu się zasnąć... Tak bardzo chciałby ją teraz zobaczyć...

________________________________________________________________________

Dobra macie :D nie mogłam wytrzymać do tej dwudziestki ^^
Domi kochana za bardzo mnie znasz no xdd i chyba naprawdę przewidujesz przyszłość :D
Za błędy jak zawsze przepraszam :D

piątek, 18 kwietnia 2014

Osiemnaście.

Moje życie od tamtego dnia uległo bardzo ważnej i ogromnej zmianie. Julka już niedługo miała przyjść na świat, a ja nie posiadałam się z radości. Ból kręgosłupa i nieprzespane noce nie przeszkadzały mi w codziennym odwiedzaniu Gregora w szpitalu. Już tylko dwa miesiące, aż dwa miesiące gdy zaczną próbę wybudzania go ze śpiączki. Nikt by nie pomyślał, że będzie leżał tutaj osiem miesięcy. Osiem miesięcy bez jego zawsze czułego głosu, bez jego obecności...
Ale to było nie ważne, liczyło się to, że już niedługo... Chciałam skakać z radości na tą wiadomość, lecz nie mogłam. Stałam przed lustrem w samej bieliźnie i przyglądałam się mojemu brzuszkowi. Te kilka miesięcy temu nie przypuszczałam, że mogę zostać mamą. Tak była to wpadka, ale najpiękniejsza w moim życiu.
Julka była już częścią mojego życia. Nie dopuszczałam do siebie w ogóle myśli, że mogłabym ją teraz stracić. Kochałam ją tak bardzo. Chciałam już trzymać ją na rękach i bawić się z nią. Kolejny uśmiech wkradł się na moją twarz gdy zaczęłam zastanawiać się, czy będzie podobna do mnie czy do Schlieriego. Ostatni raz spoglądnęłam w lustro i pogłaskałam się po brzuchu. Wzięłam uszykowane rzeczy i poszłam do łazienki by się ubrać. Jula stawała się coraz cięższa i większa. Więc było mi coraz ciężej się również poruszać. Mimo tego nie rezygnowałam z niczego. Ograniczałam się w wyczerpujących pracach codziennych. Ale spacerów, odwiedzania znajomych czy odwiedzania Gregora sobie za nic nie odpuściłam.
- Cześć kochanie, jak się czujesz? - pani Angelika uściskała mnie mocno na powitanie
- Mała daje o sobie znać - uśmiechnęłam się - I to bardzo, ale czuje się dobrze - dodałam po krótkiej chwili
Usiadłam naprzeciwko blondynki w kawiarni i zamówiłam sobie sok. Od ostatniego miesiąca często tutaj przychodziłam. Często również umawiałam się z rodzicielką Schlierenzauera na pogawędkę. Kochałam tą kobietę, była wspaniała, tryskała ogromną energią, czerpała radość z życia. I ta radość również udzielała się mnie.
- Wiesz, że przez te miesiące nadal nie mogę uwierzyć, że będę babcią - zaśmiała się - Takie to wspaniałe uczycie. Zostać po raz pierwszy babcią - uśmiechnęła się szeroko.
- A ja, że będę najszczęśliwsza mamą na świecie - uśmiechnęłam się szeroko, skupiając swój wzrok na szklance soku i mieszając go słomką.
- Dianka kochanie co jest? - zapytała zmartwiona
- Nadal się obawiam, że Gregor nie będzie chciał widzieć Julki - westchnęłam - Wiem, wy uważacie, że będzie najszczęśliwszym chłopakiem na całym świecie, ale po tym co ja mu zrobiłam. Jak olałam go bo inaczej tego nazwać nie idzie. Czy będzie mnie w ogóle chciał znać? - spojrzałam na nią.
- Słonko - mama Gregora chwyciła moją dłoń - Posłuchaj mnie - zaczęła - Rozmawiałam kiedyś z Gregorem i on opowiadał mi o tobie. Znam waszą całą historię od początku do końca. Nigdy nie krył przede mną, że zakochał się w jakiejś dziewczynie. Powiedział mi, że pomimo wszystko zawsze będzie cię kochał. Bo to właśnie ciebie obdarzył tą najprawdziwszą miłością, jaka może połączyć dwóch ludzi. Nawet Sandry tak nie kochał. Więc nie masz naprawdę się czym martwić. Będzie szczęśliwy, śnił byś była jego. - zaśmiała się - Sam śmiał się ze swoich snów, ale ja wiedziałam, że to jest cudowne. Opowiadał Glorii, jak w śnie byłaś jego żoną i urodziłaś mu dzieci. Wybuchali wtedy śmiechem na cały dom, ale wiem że gdzieś tam w sercu o tym marzył. I teraz jedno z jego marzeń się spełni. Julka będzie jego skarbem w głowie zobaczysz. A on was nie opuści, jeśli pozwolisz mu zostać przy was - uśmiechnęła się do mnie - Myślisz, że teraz dla kogo walczy? - zapytała - Walczy dla was, bo wie, że ma dla kogo żyć. - powiedziała
- Dziękuje pani - odparłam wycierając łzy, które spływały po moich policzkach - Jest pani wspaniała, najwspanialsza na świecie - uśmiechnęłam się przez płacz.
Przytuliłam się do niej mocno, ta kobieta też w pewnym sensie była dla mnie jak własna matka, której już niestety nie miałam. Wtedy przypomniało mi się, że dawno jej nie odwiedzałam. Przeprosiłam mamę Schlieriego i wyszłam z kawiarni. Musiałam odwiedzić moją mamę, tak strasznie za nią tęskniłam. W pobliskim sklepie kupiłam duży, czerwony znicz i bukiet czerwonych różyczek, tych które mama tak uwielbiała. Przemierzałam uliczki cmentarza by w końcu dotrzeć do nagrobka mojej rodzicielki. Usiadłam na ławeczce, która stała koło niego i wpatrywałam się w czarno białe zdjęcie mojej mamy. Uśmiechniętej mamy...
Zapaliłam znicz i wstawiłam róże do wody. Wróciłam na moje poprzednie miejsce i znów skupiłam wzrok na fotografii.
- Cześć mamusiu - powiedziałam cicho - Przepraszam cię, że tak długo mnie tutaj u ciebie nie było. Ale pewnie jak widzisz tam z góry dużo się w moim życiu zmieniło. Będę miała córeczkę, moją maleńką Julkę - uśmiechnęłam się dotykając brzucha - Mamusiu w końcu jestem szczęśliwa wiesz? choć nie do końca bo nie ma ciebie tutaj z nami. Choć Gregor leży w śpiączce, ale jestem cholernie szczęśliwa mamusiu - powiedziałam ocierając łzę. - Tęsknimy za tobą strasznie, ale wiem że opiekujesz się nami tam z góry. Kocham cię mamo - szepnęłam - Kocham cię bardzo mocno - dodałam po chwili. - Przepraszam cię, za to że tak długo mnie nie było i za to, że już muszę iść. Obiecuje ci, że przyjdę jak najszybciej będę mogła - rzekłam - Choć wiesz co mnie najbardziej boli? że nie będziesz mogła poznać swojej wnuczki. Ale mam nadzieję, że się cieszysz. Do zobaczenia mamusiu - zakończyłam swój dialog.
Wstałam z ławeczki i ruszyłam w stronę domu, gdzie czekał na mnie tata. Przemierzałam uliczki Innsbrucka, w głowie cały czas mając słowa rodzicielki Gregora. Zrozumiałam, że spotkałam już swojego księcia z bajki. Nim był właśnie on, Gregor Schlierenzauer..

Tęsknie kochając, kocham tęskniąc ♥

__________________________________________________________________________

Taki krótki i taki smutny rozdział zostawiam wam ;)
Przyznam się sama, że łzy leciały mi po policzkach :D
Jeszcze troszeczkę musicie poczekać, już niedługo stanie się coś, przez co wszyscy łącznie z Morgim i Dianą będą również płakać. Ale nie zdradzam więcej szczegółów xd
Za błędy przepraszam ;)

Kochane życzę wam wesołych i radosnych świąt wielkanocnych. Smacznego jajka oraz mokrego dyngusa ♥

piątek, 11 kwietnia 2014

Siedemnaście.

( Thomas )

Tydzień temu wróciłem z Dubaju, całe siedem dni spędzone z moją małą Lily były czymś, za czym bardzo mocno tęskniłem. W końcu mogłem pobyć trochę z moją ukochaną córeczką. Z Dianą i chłopakami miałem kontakt przez cały czas. Nie potrafiłbym tak po prostu odciąć się od nich. A zwłaszcza, że Gregor nadal leżał w śpiączce. Dostawałem już pomału na głowę, nie miałem z kim rozmawiać. Nie mogłem się nikogo poradzić. Bo to właśnie Schlieriemu ufałem najbardziej. Dziś postanowiłem w końcu odwiedzić mojego przyjaciela. Zaprowadziłem córkę do mojej mamy i skierowałem się do szpitala. Na szczęście blondynka nie mogła dziś przyjść ponieważ miała kontrolną wizytę u lekarza. Szczerze mówiąc gdzieś w głębi serca przeczuwałem, że coś może się stać. Tylko nie wiedziałem co. To cholerne uczucie, które prześladowało mnie przez całą noc...
- Dzień dobry, ja do Gregora - uśmiechnąłem się do młodszej pielęgniarki
- Dzień dobry - odparła posyłając mi uśmiech, który odwzajemniłem.
Wszedłem do środka, i zobaczyłem go. Ciarki przeszły mi po plecach. Leżał tak samo jak wcześniej. Pokręciłem bezradnie głową.
- Cześć stary - powiedziałem - Kiedy się w końcu obudzisz ciołku jeden! Nie rozumiesz jak nam cię brakuje - spojrzałem na niego - Twoja córeczka już niedługo przyjdzie na świat - uśmiechnąłem się - Ciekawe do kogo będzie podobna. Mam nadzieję, że do Dianki bo jest o wiele piękniejsza od ciebie - zaśmiałem się z własnych słów. Wariowałem...
Brakowało mi go... Mi... jego przyjacielowi. A co dopiero może czuć Diana. Dziewczyna, która kocha go najbardziej na świecie i do tego nosi jego dziecko. Jedna samotna łza pociekła po moim policzku. Byłem załamany psychicznie... Usłyszałem szmer, spojrzałem na jego dłoń zaczęła się poruszać. Lecz po chwili do moich uszu dotarł jeden długi dźwięk. Podskoczyłem szybko na krześle. Wybiegłem na korytarz i zacząłem wrzeszczeć prosząc o pomoc. Lekarze szybko wzięli się do reanimacji Schlierenzauera. Z całej siły walnąłem ręką o ścianę, kalecząc się przy tym.
- Co się panu stało? - zapytała lekarka przechodząca właśnie obok. - Muszę panu to zeszyć, niech pan pójdzie za mną - oznajmiła.
- Nigdzie nie idę. Właśnie reanimują mojego przyjaciela, muszę tu zostać - powiedziałem podnosząc głos. A z moich oczu pociekły łzy.
- Musi pan zaufać moim kolegom, na pewno uratują pana przyjaciela. - delikatnie się uśmiechnęła - A pana ręka krwawi, muszę panu ją opatrzyć - spojrzała w moje oczy.
- Nigdzie się nie ruszam! - odparłem stanowczo
- Dobrze, to ja przyniosę sprzęt i opatrzę panu tą rękę - westchnęła bezradnie
Spojrzałem na nią jak odchodzi, wtedy nie wytrzymałem naprawdę rozpłakałem się jak małe dziecko. Mój przyjaciel umierał a ja nic nie mogłem zrobić... Po chwili ta lekarka wróciła, zaczęła przemywać moją ranę.
- Morgi! co się z nim dzieję! - usłyszałem zapłakany głos Diany
- Dianka - zacząłem zdenerwowany - Reanimują go - powiedziałem
- To.. to niemożliwe - rozpłakała się.
Przytuliłem ją do siebie mocno.
- Spokojnie proszę pani, wszystko będzie dobrze. Moi koledzy robią wszystko co w ich mocy by uratować pańskiego chłopaka - spojrzałem na lekarkę dziękującym wzrokiem - Nie może pani się denerwować, jest pani w ciąży, to może zaszkodzić dzidziusiowi - delikatnie dotknęła jej ramienia.
Ta lekarka miała coś w sobie, co podziałało na mnie i na Dianę. Choć blondynka nadal płakała nie była tak roztrzęsiona jak przed chwilą. Cały czas trzymałem ją w objęciach.
- Pani Diano - zaczął lekarz - Udało nam się go uratować. Serce na chwile przystanęło, ale Gregor walczył dzielnie dla was - uśmiechnął się.
- Dziękujemy panie doktorze - odparłem - Idź do niego - szepnąłem jej na ucho - Pewnie chcę abyś teraz u niego była - dodałem po chwili całując ją w głowę.
Dziewczyna spojrzała na mnie i po chwili zniknęła za drzwiami pomieszczenia. Uśmiechnąłem się szczerze do lekarki.
- Dziękuje i przepraszam - powiedziałem - Tak w ogóle Thomas jestem - podałem dłoń
- Eva - uśmiechnęła sie - Nie ma za co dziękować i przepraszać też nie - powiedziała
- Zapraszam panią na kawę w ramach rekompensaty - rzekłem
- Z miłą chęcią - odpowiedziała - Ale dopiero po pracy, zadzwoń - podała mi karteczkę i odeszła.


- * * * - 


Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie. Zaczęłam płakać. Spojrzałam na niego, wyglądał tak blado. Nie mogłam się uspokoić. Nie potrafiłam...
- Dlaczego nam to do cholery robisz! - krzyknęłam siadając obok jego łóżka łapiąc jego dłoń - Dlaczego chcesz nas zostawić, dlaczego nie walczysz! - wyrzuciłam z siebie wszystko co się we mnie gotowało. Byłam załamana, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nagle poczułam mocny skurcz. Zwinęłam się z bólu.
- Morgi! - krzyknęłam płacząc. Ból był ogromny, blondyn wpadł do środka jak poparzony. Gdy zobaczył mnie jak zwijam się z bólu wezwał szybko pielęgniarkę. Szybko przewiozły mnie na salę by lekarka mogła mnie zbadać. Po wszystkich badaniach ta sama pani doktor, która dzisiaj mnie uspakajała okazała się ginekologiem. Podali mi leki rozkurczowe i ból pomału ustępował.
- Wszystko będzie dobrze - uśmiechnęła się po raz kolejny siadając obok mnie. - Mała jest zdrowa, te skurcze były spowodowane tylko tym, że się pani zdenerwowała - powiedziała.
- Dziękuje za wszystko - odparłam zachrypniętym głosem - Miałabym małą prośbę, mogłaby pani zawołać mojego przyjaciela? - zapytałam
- Oczywiście - rzekła i ruszyła w stronę drzwi.
Morgi wpadł do pokoju, wystraszył się. Ten chłopak dzisiaj już strasznie dużo przeżył. Widok reanimowanego Gregora jeszcze do tego mój ból brzucha.
- Wszystko w porządku? - zapytał siadając obok mnie
Kiwnęłam mu potwierdzająco głową i wtuliłam się w niego. Dziękowałam w duchu, że mam takiego kogoś jak on.
- Muszę zostać parę dni na obserwacji, powiesz tacie i przywieziesz mi jakieś ubrania? - spytałam
- Oczywiście - rzekł

____________________________________________________________________________

Zostawiam wam takie flaki z olejem :D .
Musicie jeszcze poczekać kilka rozdziałów, aż Gregor się obudzi ;P
Ale obiecuje, że to już niedługo XD

sobota, 5 kwietnia 2014

Szesnaście.

- Julka, Jula, moja mała Juleńka - uśmiechnęłam się głaszcząc brzuch.
Spojrzałam na śpiącego obok mnie Gregora i uśmiechnęłam się szeroko, już nie mogłam się doczekać aż w końcu usłyszę jego głos i spojrzę w jego piękne czekoladowe oczy. Z każdym dniem na moją twarz coraz częściej wkradał się uśmiech. A było to spowodowane przez wiadomość, że niedługo będą go wybudzać. Z miseczką marchewek w dłoni siedziałam wpatrując się się w ekran od telewizora. Morgi za dwa dni wracał z wakacji. Mała Lily bardzo ucieszyła się z tego powodu, że będzie mogła w końcu spędzić czas ze swoim tatą.
- Dzień dobry - usłyszałam głos pielęgniarki - Wszystko dobrze? - zapytała poprawiając jakieś kabelki przy łóżku Gregora
- W jak najlepszym - powiedziałam
- Chłopiec czy dziewczynka? - uśmiechnęła się do mnie serdecznie
- Dziewczynka - odwzajemniłam gest
- Gratuluje - odparła - Ma pani ogromne szczęście, ja niestety nie mogę być matką - westchnęła
- O jej współczuje - rzekłam spoglądając na nią.
- Z czasem trzeba było się przyzwyczaić - powiedziała - Jakby coś się działo to proszę przyjść do dyżurki, wie pani nigdy nic nie wiadomo - uśmiechnęła się
- Dokładnie - kolejny raz odwzajemniłam ten gest.
Słysząc te słowa, które przed chwilą powiedziała, stwierdziłam że spotkało mnie największe szczęście. Być matką to najwspanialsza rzecz na świecie. Choć muszę przyznać, że na początku bardzo się przestraszyłam i chciałam je usunąć. Nikt o tym nie wiedział i się nie dowie. Zrozumiałam, że gdybym to zrobiła popełniłabym największy błąd swojego życia. Dochodziła godzina czternasta, zaraz przyjdzie pani Angelika. Chciałam dzisiaj porozmawiać z tatą, dawno nie rozmawialiśmy. Brakowało mi tego... Mój telefon zaczął wibrować więc odebrałam...
- Dianka kochanie? - usłyszałam głos rodzicielki Schlierenzauera - Jest mały problem - powiedziała
- Jaki? - zdziwiłam się
- Wiesz, wypadło mi coś ważnego i niestety nie dam rady przyjechać - odparła
- Nie ma sprawy - rzekłam - W sumie taty nie ma w domu to przynajmniej pobędę trochę tutaj - uśmiechnęłam się do ściany.
- Przecież możesz iść do domu - odpowiedziała - Nie musisz cały czas przy nim siedzieć, lekarz ostatnio powiedział mi, że nie powinnaś nawet tam przesiadywać więcej niż dwóch godzin - dodała
- Ale nie chcę - powiedziałam
- No dobrze, jak chcesz - westchnęła - Jeszcze raz przepraszam i do zobaczenia - rzekła i rozłączyła się.
Uśmiechnęłam się na samą wieść, że mogę posiedzieć z nim cały dzień. Z tatą mogę porozmawiać później. A dzień spędzony w jego obecności był dla mnie najważniejszy mimo tego, że spał. Głaskałam się po brzuchu i zastanawiałam się nad moim życiem. Jak to teraz będzie...
Wiedziałam, że Schlieri zaakceptuje Julkę ale czy będzie szczęśliwy? Każdy wyzywał mnie gdy dowiadywał się, że wątpiłam w te słowa. Przecież on mnie kochał więc jak mogłam się zastanawiać.
- Julka nie kop mamy - zaśmiałam się spoglądając na brzuch.
Ciemność coraz bardziej dopadała niebo, postanowiłam wracać już do domu. Chwyciłam dłoń Gregora i pocałowałam go. Te usta, które od prawie pięciu miesięcy były suche i zimne stały się ciepłe. Moje źrenice delikatnie się rozszerzyły. Szybciutko skierowałam się do pokoju pielęgniarek. Czy on miał ... czy on miał się obudzić?
- Przepraszam - zaczęłam wchodząc do środka - Mogłabym poprosić panią na chwilę? - zapytałam
- Oczywiście - uśmiechnęła się - W czym mogę pomóc? coś się stało? - spojrzała na mnie z troską
- N.. nie - odparłam - Ale chciałam się panią zapytać o jedną rzecz - powiedziałam - Jego usta, od czasu kiedy miał wypadek były zimne a te.. teraz są ciepłe tak jak zawsze czy to oznacza, że?... - w ogóle nie potrafiłam opanować emocji, które mną kierowały. Sama nie wiedziałam co robiłam...
- Przykro mi, ale pan Schlierenzauer jeszcze się nie wybudzi - powiedziała kładąc mi rękę na ramieniu - Proszę nie płakać - uśmiechnęła się - To bardzo dobry znak, coraz bliżej do tego wydarzenia - podniosła mnie na duchu i przytuliła przyjacielsko.
- Jest pani naprawdę wspaniałą kobietą - uśmiechnęłam się ocierając łzę - Tak w ogóle Diana - podałam dłoń
- Nathalie - uśmiechnęła się kolejny raz tego dnia
- Ja będę szła - rzekłam - Gdyby coś... choć mam nadzieję, że nie...
- Nie bój się - powiedziała - Gdyby coś mamy twój numer - dodała po chwili.
Znów posłałam jej szczery uśmiech i wyszłam ze szpitala. Zadzwoniłam po taksówkę, która zawiozła mnie pod sam dom. Zdziwiłam się widząc samochody chłopaków, przecież mieli być na wakacjach. Zapłaciłam należną kwotę i ruszyłam do środka, skąd dochodziła trochę głośna muzyka i śmiechy.
- Jestem! - krzyknęłam z korytarza, gdzie już po chwili znalazł się Manuel
- Hej Maleńka - uśmiechnął się dając mi buziaka w policzek - Jak u młodego?
- Hej Fetti, bez zmian - westchnęłam odpinając pasek od płaszcza.
- Diaaaaaana! - no tak, ten głos można rozpoznać wszędzie
- Tak Stefku? - uśmiechnęłam się
- Chodź tuuuuuuutaj do nas szyyyybciutko - krzyknął z góry - Feeetner ruszaaaj dupe! - dodał
Zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam za brunetem w stronę schodów.. Szykowałam już niezłą reprymendę dla chłopaków, za to że weszli do mojego królestwa bez pytania. Ale zdziwiłam się, gdy Manuel zaprowadził mnie do pokoju, który znajdował się tuż obok mojego. Od lat stał pusty... Wchodząc do środka, uśmiech sam wkradł się na moją twarz. Pokoik był przepiękny.
 - Jak tutaj pięknie - wyszczerzyłam się - Sami to zrobiliście? - zapytałam
- Sami - powiedział dumnie Diethart
- Twój tata wpadł na ten pomysł - rzekł Michi
- Dziękuje tatusiu - przytuliłam się do niego i dałam buziaka w policzek - Jesteś wspaniały wiesz? - uśmiechnęłam się
- A my? - Kraft zrobił smutną minę
- O wy też - odparłam z uśmiechem - Chodźcie tutaj do mnie kochani - wyściskałam każdego.
Zrobili mi wspaniałą niespodziankę naprawdę, mieć takich przyjaciół i ojca to skarb. Nie dosyć, że prze remontowali ten stary pokój to każdy z nich miał jeszcze prezent dla mojej Juleczki. Nie chcieli słyszeć nawet o tym, że nie trzeba było. W zamian za to zrobiłam im kolację, jak się okazało jedli tylko pizzę więc przygotowałam coś przepysznego i ciepłego...
Cały wieczór spędziliśmy razem, nie mogłam przestać się uśmiechać. Był to najpiękniejszy prezent w życiu...
No może drugi... Pierwszym była wiadomość, że na świat przyjdzie mała Julka Schlierenzauer

___________________________________________________________________________

Nadrabiam ;) . Mam nadzieję, że wam się spodoba <3
Dziękuje za te komentarze pod poprzednim rozdziałem jesteście wspaniałe ♥
Miałabym jedną prośbę, aby anonimki się podpisywały, będę wdzięczna ;)
Za błędy jak zawsze przepraszam <3
Zapraszam :